Dzień dobry
Ale się dziś wyspaliśmy. Młody u mojej mamy, więc nie było pobudki jak ostatnimi czasy o 5.30, tylko o 8 obudził mnie głód. Teraz powoli i leniwie zaczynamy dzień.
Ja paliłam, ale niesamowitym fuksem rzuciłam pół roku przed zajściem w ciążę ze starszym (ciąży nie planowałam i rzuciłam, bo nie chciałam być więźniem nałogu). Na szczęście udało mi się do tego nie wrócić przez ponad 4 lata (myślę, że po części dzięki ciążom i karmieniu siersią). Moja koleżanka zrobiła moim zdaniem coś bardzo głupiego: udało jej się rzucić palenie i nie paliła jak zaszła w ciążę i karmiła, a jak chciała przestać karmić, to zaczęła palić specjalnie, żeby nie ulec córce z karmieniem. Moim zdaniem kompletna głupota.
Mój D niestety pali. Wiele razy próbował rzucić, ale on jest wtedy taki nie do zniesienia, że mało się nie pozabijamy. Bardzo bym chciała, żeby rzucił, ale nie mam pojęcia jaki sposób wymyślić, żeby to przebiegło jakoś bardziej bezboleśnie.
Placki ziemniaczane uwielbiam. Najbardziej lubię po węgiersku z sosem mojej mamy. Czasami jadam też z cukrem i śmietaną, ale z dżemem to jeszcze nigdy nie próbowałam.
Jeśli chodzi o smoka, to uważam, że lepiej nie zaczynać podawać go dziecku, to potem nie będzie problemu z oduczaniem. Mój starszy zaczął używać smoka jak miał kilka miesięcy, bo to było jedyne co mu pomagało przy ząbkowaniu. Może dzięki temu, że późno zaczął, to oduczenie go od smoka przeszło nawet w miarę bezboleśnie. Najpierw wykluczyliśmy smoka w dzień jak miał około 1,5 roku, a jak miał 2 latka, to udało się go wyeliminować w nocy. Teraz nie zamierzam podawać smoka jeśli mi się uda. Niestety już mam 3, bo mój D kupił jednego, a moja mama 2 (nie wiem po co). Tak jak mnie moja mama wczoraj zirytowała. Bo dzwoni wcześniej, że jest w sklepie i czy kupić dla małego butelkę, bo przecież jeszcze nie ma. Mówię jej, żeby nie kupowała żadnych butelek, bo nie planuję używać. A ona ale jak to, przecież trzeba mieć na wszelki wypadek i w ogóle (ach te komunistyczne przyzwyczajenia, kiedy kupowało się wszystko na zapas, bo nie było...). Ja jej na to, żeby nie kupowała, bo jak się okaże, że bez butelki się nie obejdzie, to mamy w odległości od domu kilka sklepów w których można taką butelkę kupić, a jeśli to będzie w środku nocy, to 3 minuty na piechotę od domu mamy aptekę całodobową, gdzie takie rzeczy również można dostać. Mówię, że nie chcę, żeby kupowała tą butelkę, bo szkoda pieniędzy i miejsca. I co? Przyszła wczoraj i przyniosła butelkę i jeszcze mi mówi, ale to jest specjalna antykolkowa, to nawet jak będziesz chciała dziecku podać rumianek, to będziesz miała. Noż k... mać. Mówię jej, że nie zamierzam żadnego rumianku dziecku podawać i młody nie dostanie na początku nic poza cycem, bo nic więcej nie potrzebuje. Aż się na nią wydarłam, że na cholerę mi ta butelka. Ja wiem, że chciała dobrze i potem ją przeprosiłam, że się uniosłam, no ale k... mać. Nie wiem co jej uderzyło do głowy, bo przy starszym takich akcji nie było. Przyjęła do wiadomości moje podejście i nie próbowała mi narzucać. Bo generalnie ona nie jest taka narzucająca z tymi dobrymi radami. Nie wiem co jej odbiło. Ona chyba miała straszną potrzebę kupienia czegoś wnukowi, a że on już wszystko ma, to nie wiedziała co.