Zazdroszczę... naprawdę, mieszkanie tyle kilometrów od rodzinki jak my ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony nikt nam się nie wtrąca, a z drugiej jak już ktoś nas odwiedzi albo my pojedziemy do rodzinnego miasta, to spędzamy tam czas do bólu. O tyle dobrze, że mamy tam obie rodziny i przyjaciół, więc teoretycznie zawsze jest co robić i kogo odwiedzić nie musimy siedzieć w jednym domu przez cały pobyt, ale i tak taka eskapada bywa męcząca, a nadopiekuńczość co niektórych potrafi mnie doprowadzić do szewskiej pasji. Najgorsze jest to, że już się zapowiadają wszyscy, że jak urodzę to przyjadą... szkoda tylko, że nie pomyślą o tym, że pewnie będę zmęczona i nie będę miała ochoty, by ktokolwiek mi się narzucał na kilka dni, bo przecież się nie opłaca dla kilku godzin jechać aż 6-8h w obie strony. Oczywiście, nie pogardzę pomocą mojej mamy, ale nikt więcej mi tu do szczęścia potrzebny nie jest, a już się siostra nakręca
mam tak samo. Matko boska jak się ejdzie do teściów to siedzimy tam jak pajace cały weekend. A oni są jeszcze tacy, ze absolutnie przez chwile nie możemy byc sami, trzeba siedziec i rozmawiac i oczywiście żrec wszystko na potęgę :/ a jeszcze niedawno zrobili remont chaty, że nie ma już typowego "starego pokoju mojego męża" tylko pokój z TV -więc kompletnie nie ma gdzie sie schowac
jakaś porażka
a tak by się poszło na obiadek, wróciło do domu i spokój.
ja też się boję tego spędu po narodzinach Małego. naprawde akceptowałabym tylko moją mamę,ale ona niesttey nie bedzie miała mozliwości pozostania dłuzej niż ze 2 dni ,ale teściowa pewnie będzie chciała pomagac itd.:/ a jednak tesciowa to tesciowa- nie moja bajka do końca, nie chcę się z nią kłócic, ale jak mi wyjedzie z dobrymi radami to może się to skończyc moim wybuchem :]