Ech no to trochę Wam napiszę na temat wyjazdu na Słowację.
Pobyt mega fajny tak ogólnie,choć było zupełnie inaczej niż się spodziewałam .
Wyjazd miał być o max.7.30 a wyjechaliśmy godzinę później,bo policja wnikliwie sprawdzała autokary.
Jechaliśmy tam 12 godzin.
Na początek szok...sprawdzanie listy.
Sensei (czarny pas karate -kierownik) sprwadza listę i wszyscy krzyczą os zamiast jestem.
Ja szok ,ale myślę jaja sobie robią...
Wyczytyje nas a ja zamyślona zagadywaniem Kuby strzelam jesteśmy.
SENSEI się śmieje i mówi no kochana na dzieńdobry 20 pompek na kostkach
Na szczęśnie to przestroga była i szybko mi wytłumaczyli,że na obozie karate wyraz jestem nie istnieje,ale my z poza środowiska to mamy darowane
Potem jeden z simpajów się zapomniał i dygał rzeczywiście te 20 pompek na kostkach na pierwszym postoju na parkingu.
Dyscyplina podobno mysi być.
Jechaliśmy w sumie 12 godzin i byliśmy mega zmęczeni.
Na miejscu czekała kolacja i potem rozpakowanie i już tylko zbiórka organizacyjna i spać.
Codziennie rano wszystko wg programu
8 śniadanie
9 narty
12.30 zbiórka na stoku-powrót do hotelu
13 obiad
14 dorośli narty a dzieci świetlica
16 powrót ze stoku
17 trening karate -jujitsu
19 kolacja
20 basen dzieci
20.30 odnowa biologiczna dla rodziców
22 zamykają basem,więc wszyscy leniwie wracają do hotelu
przyjście do hotelu i widok smacznie śpiącego dziecka padniętego na łóżko na ogół nawet bez piżamy albo w opakowaniu
Potem zejście do baru i co nieco z procentami.
Ostetecznie to muszą wypocząć po tym swoim słowackim odpoczynku ,bo jakaś zmęczona jestem po tygodniu prawie nie spania i biesiadowania
Dla wszystkich to tak wyglądało a dla mnie nieco inaczej
Po pierwszym dniu strzeliła mi noga ,bo miałam niewygodne buty i nadwyrężyłam
3 dni bez nart ,tylko ze spacerkami (szlag by to trafił)
Z Kubą też cała historia napiszę w kolejnym poście.