reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja w ciąży

reklama
mitaginka Może dlatego że marudzenie mamy zapisane w genach?:D to tak samo jak teraz po amnio leżałam to też wystarczyło ze zażyczyłam sobie herbaty to mój Tata się śmiał że mu marudzę i mam zachcianki:p
 
Smandra cieszę się ze już ci lepiej i zaczęłaś dostrzegać piękno ciąży.życzę aby wyniki było dobre
zastanawia mnie tylko jedno co sprawiło że nagle zmieniłaś nastawienie?przecież pisałas takie okropne rzeczy i co nagle ci przeszło?trochę mnie to dziwi
W sumie najważniejsze że jest już z tobą dobrze i oby maluchy też były zdrowiutkie:-)
 
aguska jak pisałam ten post to była już teraz mogę powiedzieć że końcówka "depresji". Każdego dnia po woli stopniowo przestałam natarczywie myśleć żeby ich serduszka nie biły.. Te myśli po prostu odchodziły powoli, gdzieś przed świętami to się zaczeło.. nie mówię że teraz skacze do sufitu i drę mordę jaka to jestem szczęśliwa że jestem w ciąży... bo to nie o to chodzi.. ale jest lepiej.. i nie chce już żeby ich serca nie biły..
 
No to się bardzo ciesze i zobaczysz już nie dlugo jak cudownie poczuć kopniaki:-)
życzę ci abys już nigdy tak źle nie myślała tylko zaczęła się cieszyć
 
Witam wszystkie panie.
Jestem tu nowa, postanowiłam napisac, ponieważ nie radze sobie z ciążą. Jestem w 28 tyg. i własciwie od początku bardzo źle znoszę ten stan. trudno mi mówić, że jest on "błogosławiony", nawet wprost przyznaję, że wcale nie jest. Prócz koszmarnego samopoczucia przez pierwsze 4 miesiące (z nieustannymi wymiotami, bólami głowy, brakiem apetytu itd) cały czas mam stan depresyjny. Tak jak wiele z Was, na początku ciągle chcialo mi się płakac, byłam wrazliwa i drazliwa... Ale u większości to minęło. A ja własnie zaczynam trzeci trymestr i nadal psychicznie nie czuję się lepiej. Moze okolo 5 - 6 miesiąca bylo w miarę ok, ale teraz mam coraz brzydsze mysli.
Dzidzius nie jest planowany, ale tez specjalnie nie unikalismy możliwosci zajscia w ciążę ( nie zabezpieczalismy się ponad rok).
Moze nie tak jak jedna z moich przedmowczyni - nigdy nie pomyslalam, ze chcialabym, aby nasze dziecko umarło, albo było chore, ale teraz coraz częsciej mysle, ze tak na prawde wcale go nie chciałam. Po chwili pojawiaja się uczucia, ze nie moge tak myslec o tym bezronnym malenstwie, a potem, gdy znow cos mnie zaboli (np żebra)- te mysli powracają.
Nie wiem co robic, bo od tylu miesięcy ciagle chce mi się płakac, nie mam ochoty na nic, na wychodzenie z domu, na spotkania, na odwiedzanie mamy, ktora tak za mną tęskni. I wszystko powoduje kolejne mysli, w których obwiniam samą siebie.

Poradzcie mi co mam zrobić, nie wyobrazam sobie wizyty u psychologa, z resztą w moim mieście chyba nie ma dobrych, a na prywatnego mnie nie stac. Martwię się, że dziecko będzie jakies zestresowane lub chore przez to co teraz do niego czuję (lub właśnie czego nie czuję), martwię się, że mąz pomysli o mnie, ze jestem zlą kobietą i złą matką, bo juz sama tak o sobie myslę.

Nawet ruchy maluszka, ktore od dawna odczuwam raczej nie sprawiają mi przyjemności, są jakby bolesne, obce i dziwne.
 
Hej,
ja też na tym forum jestem nowa. I dużo się naszukałam o depresji w ciąży. Ja jestem na przełomie 15/16 tygodnia, termin porodu 17 sierpnia 2011. Wydaje mi się, jakby to było za 100 lat.
Próbowałam zajść w ciążę od kilku lat. I ciągle się nie udawało. W końcu poszłam do lekarza, który mi powiedział, że wszystko jest ok. Ale co miesiąc dostawałam @ i płacz. Jak tylko się spóźniała, to biegłam po test i patrzyłam, czy czasem nie pokażą się 2 kreski.
I nie pokazywały się. W koszu lądowały kolejne testy i moje nadzieje, na bycie matką. Pogodziłam się z myślą, że nie będzie mi dane bycie mamą. I nagle - kiedy w moim życiu nastąpiło mnóstwo zmian - spóźniała się @. I kupiłam test. Ale kiedy odkładałam na półkę, aby się pogodzić z myślą, że na pewno jest tam 1 kreska, to oczom nie uwierzyłam. Druga kreska była blada, ale była. Pobiegłam do apteki po kilka innych, różnych. Wszystkie pokazywały 2 kreski. Chwila na którą czekałam od kilku lat zdołowała mnie. A ja chciałam się cieszyć. Skakać ze szczęścia. Krzyczeć "jestem w końcu w ciąży!". Musiałam zmienić swój tryb życia. Ale powoli zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli i cieszyć. Choć bardziej wkurzało mnie, jak ktoś mi szczebiotał nad uchem "ale fajnie, będzie dzidzia". Miałam ochotę walnąć.
W 6 tygodniu zaczęłam plamić. Duphaston, Cyclo3Forte i leżenie w łożku. L4 do pracy. Nawet nie zdążyłam powiedzieć szefowi, że jestem w ciąży, dowiedział się ze zwolnienia. Święta, Sylwester, moja 30-tka spędzone w domu. Potem wizyta u lekarza do którego nigdy więcej nie poszłam, który na wstępie powiedział mi, "pani poroni, ciążą rozwija się nieprawidłowo". Myślałam, że zemdleję. Następnego dnia odwiedziłam innego, który rozwiał moje obawy, ale lęk o dziecko pozostał do teraz.
Nie mam tak, jak Smandra, ja kocham moje dziecko. Ale lęk o jego życie mnie przerasta. Plamienia miałam dwa razy, w terminie w którym miałam dostać @. Od tamtego czasu z dzieckiem wszystko ok. A ja nadal się martwię. Każda wizyta w toalecie kończy się analizowanie wkładki, czy czasem nie widać krwi. Każdy ból interpretuje poronieniem. Jakoś nie dociera do mnie, że lekarz mi powiedział, że szyjka jest bardzo długaaaa, aż na 5 cm i nie problemu do niepokoju. Wszystkie wyniki mam super. A ja ? Kocham moje dziecko nad życie, ale boję się wychodzić z domu. Mam problemy z sercem, czuję czasem jak brak mi tchu i boję się, że jak wyjdę to będzie mi słabo i duszno i coś mi się stanie. Pierwsze 3 miesiące były straszne. Miałam takie mdłości, że ledwo głową ruszałam. Doszły do tego problemy z trądzikiem, więc nie wychodziłam z domu, bo miałam podziobaną twarz. Włosy z odrostami. Kiedyś dbałam o siebie, aż przesadnie. Teraz nawet dezodorantu nie chce mi się użyć. Kiedy już wyjdę z domu, to nawet kupno sobie czegokolwiek nie sprawia mi przyjemności. U mnie nie chodzi o dziecko, ale o to, że nie umiem sobie poradzić z tym, że jestem w ciąży. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Siedzę w domu, bo boję się wychodzić. Co prawda dużo czytam, słucham muzyki, ale i nawet to nie sprawia mi przyjemności. Nie chcę, aby dziecko to odczuwało. I tak jak Muzyka, obwiniam siebie. Ja, która czekałam tyle na Bambino - teraz zachowuję się okropnie.
Muzyka, odezwij się. Może nawzajem sobie pomożemy. Ugłaskaj dzidzię ode mnie :-)
 
nie przejmuj sie ja tez tak miałam.ciazy cały czas w łozku bo przed ciazy wazylam 36 kilo .w ciazeczce miałam napisane macica 12latki.CHociaz mam 20-pare lat .Od zawsze miałam niedowage chociaz zre non stop(zamast sie martwic cesarka i dzieckiem to ja sie martwilam ze ja nie bede jadła pare godzin.pare godzin przed cesarką jadłam brzoskwinie po cichu w nocy na sale po operacyjna przemyciłam pare paczek sucharów a na patologi mnie nazywali kurczaczkiem dopuki mnie nie zobaczyli z kurczakiem w rece i pierogami ktory mama przyziozła;D).Te cala waga i mała macica złozyla się zze macica niedawała sobie rady z antkiem. skurcze na 90 regularne zwijałam sie zz bólu co 3 dni szpital.potem juz sie w 34 wkurzyłam powiedziałam ze nie dam sie za nic wypisać a że mnie nie wypisali juz i lezalam ciagle pod tokolizą to równe co 3 dni dokladali na 2 reke drugą kroplówkę bo coraz mocniejsze.Nieraz tętno dziecka spadalo do 50 i wzrastało do 220 odrazu a oni mi wmawiali ze jest ok.miałam krwawienia.Robili mi tak zastrzyki bo miałam anemie że dziś mam siniak wielkosci ręki i jeszcze troche i to juz nie zejdzie bo zelazo złapało reakcje z czym tam.potem cesarka zle poszla bo znieczulenie poszło do góry i pod tlenem lezalam.Dziecko sie urodziło i złapało ze szpitalu gronkowca.w 9 dobie wrocilismy z pecherzycą dziecka do szpitala,naszczescie noworodkowa przez gronkowiec.Potem zaraził sie rotem w szpitalu i cala masa innych gówi44.Jeszcze to narazie jest pikuś co przechodzisz zobaczysz jak sie dizecko urodzi.bedzie chorować,katar,kaszel itp.Ja chce CI pokazać ze nie taki diabeł straszny.Ja cala ciaze przelezałam .w szpitalu i domu narzekały dziewczyny ze takie biedne a jak słyszały o mojej ciązy to chodziły po oddziale i juz gadały jaka one maja super ciąze.To Ci przejdzie głowa do głory.Mój antek ma 8 miechow i jest wspaniały .Nie zaluje tej ciazy
 
Ostatnia edycja:
reklama
Pysia29d - wiem, że są osoby, które przechodzą gorzej ciążę niż ja. I współczuję Ci z całego serca, tego co przechodziłaś. Całe życie miałam pod górę. Dosłownie całe. Rozwód rodziców, potem nie potrafiłam dogadać się z matką, potem się wyprowadziłam, musiałam studiować dziennie i pracować, co 6 lat temu wcale nie było takie łatwe. Potem doszły problemy z dziadkami u których mieszkałam. Zaczęłam chorować na depresję. Leczenie nic nie pomagało. W końcu jakoś sama z tego wyszłam. Potem jakoś się ułożyło. Wyszłam za mąż. Ale i wtedy zaczęły się problemy, bo nie umieliśmy się dogadać. Rozeszliśmy się, potem się zeszliśmy. Potem znowu się rozstaliśmy, aby się rozwieść, a teraz w grudniu do siebie wróciliśmy, bo chyba nie umiemy żyć bez siebie. Mieszkamy z moją babcią, która jest strasznym brudasem i nie da nic wyrzucić. Ma w swoim pokoju miliony kartonów, słoików itd. Całe mieszkanie jest nieremontowane od 50 lat. I nie da nic zrobić, ani wyrzucić. Co posprzątam, to zaraz zasyfi. Czasem modlę się, aby się nie obudziła. Wiem, że to okropne, ale ona jest nie do wytrzymania.
Tak więc prócz problemów z dzidzią, mam jeszcze dużo tych obok. Mój ojciec nie odzywa się od 3 lat do mnie, a na moją mamę nie mam za bardzo co liczyć. Trochę sobie ponarzekałam :-(
Chciałabym, aby sierpień był tuż, tuż ...
 
Ostatnia edycja:
Do góry