Dokończę wam dzisiaj moją relację ze szpitala.
Kiedy odzyskiwałam świadomość po cesarskim cięciu na sali pozabiegowej usłyszałam że mój mężuś dopytuje się u pielęgniarek,że przywiózł na porodówkę żonę i nie może jej znaleźć. Zawołałam go, a on myślał że jeszcze nie urodziłam, bo na brzuchu miałam położony obciążnik. Biedak nie miał ode mnie żadnych wiadomości bo leżąc wcześniej pod ktg nie mogłam używać komórki bo zakłócała zapis. Myślał że mi na tej sali kroplówkę podłączyli. Ale miał minę kiedy mu powiedziałam żeby poszedł zobaczyć swojego synka. Był bardzo szczęśliwy i zaskoczony, niestety nie mógł do mnie nawet podejść, w wielkim szoku pojechał do domu.
Ból z rany malał z każdą chwilą. Po jakimś czasie położna przyniosła mi mojego skarba, położyła na piersi a on przyssał się z wielką siłą. Potem mnie umyła i wiczorem wstałam z łóżka. W nocy pielęgniarka przywoziła mi synka na karmienie, a rano przenieśli mnie już na normalną salę. Środków bólowych już nie przyjmowałam, bo rana niewiele bolała za to pojawił się okropny ból pleców, bo wcześniej oszczędzałam mięśnie brzucha. Ból był tak okropny że aż płakałam. Odwiedził mnie mąż, mama i A. Więcej sił na wizyty nie miałam.
Następnego dnia na obchodzie pedriatrycznym usłyszałam, że u maleńkiego w badania krwi stwierdzono podwyższony poziom jakiegoś białka, co oznacza infekcję bakteryjną. Przepłakałam cały dzień, nie chciałam nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać, poza mężem oczywiście. Zamiast wyjść następnego dnia, wyszliśmy tydzień później, po kuracji antybiotykowej. Synek spędził 6 dni na oddziale neonantologii, gdzie przychodziłam do niego na karmienie. Dni leciały szybko, podobne do siebie, wypełnione spaniem, posiłkami i karmieniem oczywiście. Mały pięknie przybrał na wadzę, po spadku do 3500 g w ciągu 6 dni przytył do 4000 g.
Położne na porodówce i na położnictwie były świetne, pomocne, troskliwe, nie mam nic do zarzucenia. Pielęgniarki od dzieci też bardzo miłe.
Miałam też okazję porozmawiać z pediatrami. Powinno to was zaciekawić. Stwierdzili że nie mam diety dla karmiących, trzeba jeść wszystko, byle z umiarem, np. nie kilogram jabłek. Pytałam też o przyczynę infekcji. Najprawdopodobniej to bakterie z pochwy, które nie dawały u mnie żadnych objawów. Polecają robienie wymazów z posiewem z pochwy. Co do pordów w wodzie to pani doktor powiedziała - wanna na czas rozwierania szyjki tak, ale parcie na łóżku.
Do domu wróciliśmy w zeszłą niedzielę. W nocy mały dostał sapki i rano wezwałam już pediatrę. Dostaliśmy leki na pobudzenie odporności i witaminki. Przychodzi też do nas położna, bardzo sympatyczna, sprawdza czy wszystko w porządku i z dzieckiem i z mamą.
Co do cesarki, mam wrażenie że dochodzi się po niej do siebie szybciej niż po porodzie z nacięciem. Oczywiście nie mogę ocenić tego jak się rana zrasta wewnątrz, ale nie odczuwam już żadnych dolegliwości. Pokarmu mam dużo, a nawet za dużo. Straciłam jednak sporo krwi i trochę kręci mi się w głowie. Bardzo żałuję że nie mogłam rodzić naturalnie, nie mam teraz tej satysfakcji że urodziłam dziecko, bo poprsotu je ze mnie wyjęli.
Trzymam kciuki za wasze bezkomplikacyjne rozwiązania.
Dziś kończymy 2 tygodnie i z każdym dniem coraz bardziej zakochujemy się w naszej kruszynce. Tata wziął 2 tygodnie urlopu, przewija, sprząta, gotuje obiadki i bawi się z małym.
Cezary uwielbia spać na brzuchu, potrafi w tej pozycji przekrecić główkę i podpełznąć do tyłu i do przodu.