Miki śpi (puki co spokojnie i z czystym mlekiem - nareszcie!), wszystko jakoś dziś szybko ogarnięte. Czas na relaks.
Mikoto, naprawdę sosu mlecznego nie jadłaś? Nie wierze. Chyba najpopularniejszy w placówkach do marchewki (lub marchewki z groszkiem). Rozcierasz trochę maki w rozpuszczonym maśle (taka zasmaszka), zalewasz mlekiem i mieszasz aż zacznie gęstnieć. Doprawiasz do smaku i wrzucasz ugotowane (w wodzie czy na parze) warzywa (ewentualnie nie dajesz całkiem zgęstnieć tylko polewasz tym sosem).
A jednak owsiki były? Co to za syrop? Na receptę? U nas plesniaweczki znów próbują się rozpanoszyc, ale mamy na nie ostre działo...
Madzia, ważne, że coś wciągnął. Tylko Ty nie choruj!!! I najważniejsze, że Ł pamiętał i się postarał (te 2-3 dni pomyłki idzie wybaczyć) ;-)
I dobrze żyje z mamą i będzie komu pomóc z Mikołajem i na początku. Mama ma (moim zdaniem) zdrowe podejście. Nie narzuca się, wręcz przeciwnie czeka aż się do niej zwróce. Ja rodziłam Mikiego to też u rodziców byłam, a mimo to czułam, że to moje dziecko i musze sobie poradzić z opieką nad nim, a mama jest na wszelki wypadek. Mama wyręczała mnie z gotowaniem (a najczęściej wolała z kuchni "choć sobie dopraw jak tam chcesz, czy możesz", "a to możesz jeść?"), jak pytałam o coś to mówiła, jakby ona to zrobiła, ale zawsze kończyła "ale rób jak uważasz", albo mówiła "nie wiem", a swoje zdanie wyrażała po fakcie. Przed porodem traktowała mnie najnormalniej, nie chuchała na mnie (choć o noszenie zakupów mi się czasem obrywało, ale najczęściej to były arbuzy
). Wiedziała, że jak będzie cos nie tak to powiem i tata mnie zawiezie gdzie trzeba (w nocy tylko czuwała, żebym się czasem sama na porodowke z torbą i autem nie wybrała - bo ciągle mówiłam, że jak mnie najdzie w nocy to tak zrobię). A na porodówke to by ze mną w życiu nie weszła. Mówi, że najgorzej się rodzi przy matce.
Anilek, ja to przed wizytą Mikotka, Bony, czy Wisienki robiłabym chyba generalny remont, a nie tylko sprzatanie. ;-)
Emka, spokojnie, do zaszkodzenia daleka droga. Po prostu lepiej nie wszystko wyciągnąć z noska (za to częściej odkurzać) niz na chama czyścić do zera. Myśmy dostali do noska neomecyne (niby żel do oczu, ale dr mówi, ze katar wygląda mu nieco na grzybyczy i tym pędzlować w nóżki) i dopiero to ruszyło katar. Zrobił się ostro cieknący.
Leże i czekam na sen. A Aro dla rozładowania siedzi przed lapkiem i czeka na mecz...