Hej, dziewczyny
właśnie wróciłam do domu... w 2packu
Od wczoraj nic się nie zmieniło. Rano mój gin schodząc z dyżuru wziął mnie jeszcze na badanie, powiedział, że szyjka przygotowana do porodu, rozwarcie na 3cm i żebym na wszelki wypadek nic nie jadła, bo być może mnie zostawią i będą wywoływać. Byłam już tak podjarana i uwierzyłam, że jest jeszcze jakaś szansa.
Niestety na obchodzie ordynator potwierdziła, że wychodzę, bo ktg wykazało tylko lekkie skurcze.
Jak z nią rozmawiałam, to wytłumaczyła mi, że wywołanie w moim przypadku nie jest dobrym rozwiązaniem, bo to duże obciążenie dla mnie i dla dziecka, a tutaj to już kwestia godzin, zanim akcja się rozwinie samoistnie.
Mogli by wywołać, gdybym była już przeterminowana i nadal by mi spadały płytki, a tak się składa, że płytki mi się podniosły przez ten czas, co leżałam.
Cóż, nic na siłę. Pozostaje mi tylko czekać, na kolejny znak sygnał z brzuszka. Tylko, czy następnym razem mała się nie rozmyśli???
Wszyscy na oddziale mówili o mnie, że to ta, co przyjechała rodzić i jej się cofnęło.
Szczerze mówiąc, to ja też jeszcze o takim przypadku nie słyszałam, poza tym myślałam, że jak już tam jestem, a mam już termin, to mnie zostawią do rozwiązania, a nie odeślą z kwitkiem
Przepraszam, że tylko o sobie, ale w tej chwili Was nie dam rady doczytać, bo muszę sobie poszykować i poprać parę rzeczy, przygotować się, bo nie wiem, kiedy będę musiała znowu jechać
Tylko, że następnym razem, to już bez małej nie wracam
Spróbuję się jeszcze później odezwać, bo jestem bardzo ciekawa, co u Was