hej, ja jak zwykle zapracowana, ale też bez weny na pisanie. Jakoś mnie ostatnie przeboje na forum natchnęły dość melancholijnie. Nie chce mi się nic pisać i tyle.
Napiszę tylko ogólnie, że dzieci wciąż zdrowe, bawią się razem coooraz więcej, kochają się bezgranicznie i nie mogę uwierzyć, że Marysia naprawdę tak kiedyś walczyła z bratem Jeśli to mialoby powrócić to ześwirowałabym na bank.
Co do drugiego bejbe... hmmm... los niejako zdecydował za nas, ale zdecydowanie popieram DOris. Zawsze znajdzie się coś, co będzie potencjalną przeszkodą. Ja widzę, że teraz byłoby mi cholernie trudno zdecydować się na drugie dziecko, gdyby nie było Szymka. Bo Marysia już taka duża, samodzielna, tyle robi sama (choć to akurat podejrzewam, że jest spowodowane pojawieniem się brata, długo godziła się z tą sytuacją). I przy takiej dużej Marysi znowu wejść w pieluchy? Tak naprawdę im później tym trudniej się zdecydować. Mam naprawdę masę znajpomych, którzy czekali za długo (w ich odczuciu) i potem albo różnica wieku 8, 10 lat między dziećmi raczej dzieci nie połączyła. ALbo po prostu został jedynak.
Ja powiem tak, z tego co widzę co jest u mnie. Różnica między jednym dzieckiem a dwoma jest kolosalna. NIe mam wcale takich chwil, że mogę odpocząć. NIe ma 5 minut, ba! 3 minut żeby usiąść, bo non stop coś się dzieje. Szymuś śpi w dzien malo, marysia nie śpi wcale i jak tylko zaśnie Szymuś to ona momentalnie na mnie wisi, bo chce mieć mnie wtedy tylko dla siebie. I tam mi strasznie brakuje tych 15 minut na kawę chociaż... Jeszcze teraz Szymuś jest w takim wieku, że ciągle coś psoci. Co chwilę coś rozlewa, a to nie jest tak jak przy jednym dziecku, że możesz go cały czas mieć na oku. ALe za nic, absolutnie za żadne skarby świata nie zamieniłabym się na jedno dziecko! I nie chodzi tu o konkretnie jedno z nich, tylko po prostu porównuję wychowywanie jednego dziecka z wychowywaniem dwójki. Kiedy na nich patrzę jak się tulą do siebie, jak Marysia przekraja na pół swoje ulubione ciastko i daje mu po kryjomu, jak zamykają się w szafie i udają że lecą rakietą na marsa i Marysia rozkłada czerwony koc i skacze z Szymusiem za ręce, bo przecież w kosmosie można wysoko skakać te chwile są niezastapione. I jest ich coraz więcej.
Ok, jestem strasznie zmęczona, ale ja też dużo pracuję, może moglabym mniej pracować, ale wiem że jak teraz zmarnuję te szanse to one nie wrócą. Natomiast dla mnie posiadanie dwojki dzieci nauczyło mnie jednej, straszliwie ważnej rzeczy - odpuszczania. TRwało to u mnie strasz nie długo, ale już teraz nie mam wyrzutów sumienia, że Marysia oglądała bajkę o 3 minuty za długo, że dziś przeczytałyśmy tylko 3 książeczli i w zasadzie nie miałam czasu żeby się z nią pobawić. DUżo zdrowiej podchodzę do wszystkiego, dzięki temu Marysia przestała egoistycznie walczyć o każdą moją sekundę, tylko nauczyła się bawić sama albo z bratem. I widzę, że ogromnie spodobała jej się ta nowa rola.
Aleź się rozpisałam, ale to tyle. ZMykam.