dzień dobry!
Setanko a ja w tym momencie na 99% przy kolejnym porodzie zrobię wszystko, żeby to było cc, czy będą do tego wskazania czy nie.. i uważam, że mówienie, że to egoizm jest niesprawiedliwe po prostu.. u mnie było tak (TRASIU MOŻE NIE CZYTAJ?): 10 dni po terminie, wywoływanie, pierwsze 3 h przy oksytocynie pięknie ładnie... potem gorzej, ale znieczulenie pomogło, jakoś się pozbierałam, dość wolno (przy kroplówkach) to szło, ale rozwarcie postępowało i potem właśnie przy pełnym rozwarciu i jak przyszły parte to okazało się, że Kubi utknął w kanale rodnym i ustawiony jest owszem główką, ale jakimś cudem szedł 'uchem' i poród sn okazał się niemożliwy.. więc bieganina z przygotowaniem do cc, skurcze miałam już w tym momencie masakryczne, nie mogłam powstrzymać parcia, nie mogli mnie znieczulić bo skurcze i ból rzucały mną po kozetce i taki stan trwał dość długo, więc dochodził mega strach o małego, w końcu jakoś mi tę cholerną igłę wbili, ale przypuszczalnie nie do końca prawidłowo się to udało (o co nie mam pretensji, poważnie rzucało mną na wszystkie strony) no i potem cc... ale to wszystko jeszcze pół biedy, dobrze nie było, ale wiadomo, że da się to wszystko wytrzymać.. potem było gorzej tzn. mój organizm chyba dalej myślał, że rodzę sn, przez wiele godzin po odejściu znieczulenia miałam dalej straszne skurcze krzyżowe.. głowa od źle podanego znieczulenia bolała mnie przez prawie 3 tygodnie, podobnie męczyły mnie bolesne skurcze, choć już lżejsze niż na początku.. sama rana po cc prawie mi nie dokuczała (nie licząc kichania
![Wink ;) ;)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
, byłam wykończona, nie miałam sił i odwagi (bólom głowy towarzyszyły zawroty głowy i omdlenia), żeby podnieść małego do przewijania itp. tylko razem leżeliśmy.. byłam na skraju depresji, nie mogłam odżałować tego, że Kubi wreszcie się pojawił, a ja nie dam rady się nim zająć.. i może dla Ciebie to egoizm, ale ja nie zafunduję takiej możliwości ani sobie ani mojemu kolejnemu dziecku, mama ma dla niego być, a nie leżeć godzinami w łóżku i płakać, nie mieć siły go podnieść... i wiem, że stanowię pewnie odosobniony przypadek i tak, mam okołoporodową traumę.. ale ja chciałam urodzić sn, nie udało się, ok - decyzja o cesarce.. jednak mając to całe doświadczenie żałuję ogromnie, że nie znalazłam sobie miejsca i nie umówiłam się na planowane cc, żałuję tego, że praktycznie przez pierwsze tygodnie życia Kubiego opiekował się nim głównie tata i babcia... także jak dla mnie przy kolejnym dziecku, nawet bez wskazań, będę walczyć o cc, egoizm? może...
sorki kobitki, ale jakoś mi to wszystko wróciło... myślę, że większość z nas ma podobne zdanie na temat sn czy cc, ja tylko w zupełności nie zgadzam się ze stwierdzeniami 'obowiązkowe' czy 'egoizm'...