Hej,
właśnie wróciliśmy od Małego. Oj jak ciężko. Wygląda bidulek strasznie- wyciagneli mu dzisiaj wenflonik z łapki, bo zaczęła puchnąć i wkłuli w główkę. On bidulek strasznie szarpie te rurki od kroplówki... Cały dzień śpi i z trudem wybudzam go na karmienie. Lekarze mówią, ze to przez tą żółtaczkę i po leczeniu może zmienić mu się temperament. Z aniołka na diabełka na przykład
bilirubina spadła z 16,7 na 12, 5, więc ulga, crp dobre, więc nie ma stanu zapalnego w organizmie. Czekamy na wyniki moczu, bo możliwe, że ma infekcję.
Wcale nie jest pewne czy wyjdziemy w pon, ale na to liczymy, bo już nie możemy wytrzymać. Warunki są okropne, personel też taki sobie. Byliśmy np. umówieni, że rano przyjdziemy z pełnymi piersiami i nakarmimy maluszka (mieli nie dawać mu rano mleka), to oczywiście jak przyszliśmy od razu się okazało, że maluch właśnie dostał mleko bebiko... bo moje odciągnięte im się skończyło a marudził... I cały rytm karmienia, który wypracowaliśmy z Mieszkiem się zawalił, bo po bebiku byl b. długo syty a moje piersi nie mogły już czekać. to tylko przykład, takich sytuacji tam cała masa... Sala jest mikroskopijna a w nim troje dzieciaczków. Przy łożeczku metalowe krzesło na którym spędzam całe dnie. Dla Michała krzesła już nie ma... Nie mozna u nich nawet laktatora i smoczka wyparzyć, bo " u nas nie ma takich warunków". Masakra.
Zeberko, ja CIebie też ściskam i przepraszam ,ze nie odpisałam na smsa, ale od porodu ledwo znajduję czas żeby się wysikać- ciągle coś. Jestem wykończona, nawet nie miałam kiedy wypocząć po tym porodzie.
BUziaki, odezwę się jutro. Lecę spać, bo za 1,5h wstaję na odciąganie...