Bry :-)
Mondzi, dziękuję za przekazywanie wieści od nas :-)
No to tak: we wtorek od rana miałam skurcze, ale nieregularne, więc nie jechałam. Zdążyłam jeszcze zrobić bilans. Dopiero ok. 15 coś się zaczynało układać, więc pojechaliśmy (mój mąż i ja, z dziećmi została babcia). Skurcze miałam wtedy co 3 minuty... i coraz bardziej bolesne. W Wojewódzkim pojawiłam się o 15.50, a o 17.50 Nati był na świecie. Samo urodzenie Natusia zajęło mi 10 minut. Bolało bardziej niż poprzednio, ale za to nie trzęsły mi się nogi po, no i czułam się bosko. Problemów żadnych nie miałam. Od razu mogłam skorzystać z siusialni, siedzieć normalnie, bez specjalnej poduszki, i jest mi lekko... musieliśmy zostać do dzisiaj z powodu nerki Natiego (musiała zostać zbadana zanim wyjdziemy), ale dobrze się złożyło, bo po drodze pojawiła się żółtaczka, więc od razu Małego naświetlałam.
Reakcja dzieci na zawiniątko: o! co to?
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
Tymek powiedział, że chce dzidzię przytulić i pocałować, co też uczynił, za to Amelka dzidzię rozczochrała, dała po główce i próbowała sprawdzać, czy oczka działają... stanowi zatem bardzo ciekawskie realne zagrożenie.
Dziękujemy za dobre słowa :-) Jesteśmy już w komplecie i odczuwam z tego powodu niesamowite szczęście. Chociaż wiem, że będzie ciężko.
Nic to. Na razie zdążyłam wypucować łazienkę, umówiłam Amelkę do pediatry na jutro (biedna kaszle i smarka, męczy się szczególnie w nocy), zrobiłam listę zakupów, wykąpałam się, a teraz pójdę spać, bo nie wiadomo do kogo będę musiała wstać najpierw: do Natiego, czy Amelki...
Spokojnej nocy Wam życzę ;-)