Mag no to pewnie rzeczywiście to było podpajęczynówkowe. A co do wygórowanych oczekiwań - ja też liczyłam na przytulanie i natychmiastowe pierwsze karmienie, a skończyło się na jednym jedynym całusie i dziesięciu godzinach oczekiwania na następne widzenie... :-( Czasem jak czytam mądre porady dotyczące porodu, to mam wrażenie, że autorzy nigdy w życiu nie widzieli na oczy polskiego szpitala...
Agast jesteś w dużym błędzie, jeśli myślisz, że nie chciałabym spokojnie poczekać do terminu, a nawet niech będzie jeszcze z tydzień dłużej i urodzić sobie siłami natury ślicznego małego Skorpionika, i móc nosić jego i jego starszego brata na rękach zaraz po powrocie do domu. Ale powiedz mi, jak mam to zrobić i jak spokojnie oddać się w ręce opatrzności, kiedy od dwóch miesięcy łykam trzy nospy dziennie, żeby powstrzymać skurcze przepowiadające, bo według mojego lekarza nawet one są niebezpieczne dla blizny. Do tego poród naturalny musiałby się odbyć w towarzystwie lekarza totalnie przypadkowego - ja się po prostu śmiertelnie tego boję i niech żadna z Was mi się nie dziwi.
Mondzi oczywiście, że się boję sto razy bardziej niż poprzednio! Nie dość, że wiem mniej więcej, co mnie czeka w obydwu wypadkach (cc i psn), co jest już samo w sobie okropne, to jeszcze mam w głowie paranoiczną wizję pęknięcia szwu i wędrówki na tamten świat
I takie to optymistyczne rozważania prowadzę całymi dniami oczekując godziny zero...
A na dodatek Łukaszowi rosną czwórki i jest po prostu nie do zniesienia
Jeśli chodzi o
drzemkę, to u nas jest jedna, i trwa zwykle od 12.30 do 15.00.
No a
Julek widzę od samego początku się zapowiadał na przystojniaka
Natomiast jutro możecie kupić Dziennik ;-) Tylko ciii