wróciłam właśnie z prenatalnych i jestem załamana... tzn. na szczęście z dzidzią wszystko dobrze, ale pani doktor potraktowała mnie jak śmiecia. Przez to w ogóle nie miałam radości z tego, że widzę swojego wierzgającego bobasa, tylko sama miałam ochotę spierdzielić z gabinetu jak najszybciej z rykiem. Zaczęło się od tego, ze doktor zapytała, czy palę w ciąży. Chciałam być szczera. Wiem, że palenie jest złe, ale przed ciążą paliłam paczkę heetsów dziennie, teraz zdarza mi się spalić pół paczki tygodniowo, nawet mniej. Dla mnie ogromna różnica, ale nie potrafię ot tak zejść do zera... Może, jakbyśmy się dłużej do tej ciąży przygotowywali, to zachodząc w nią już bym nie paliła, ale zaskoczyło szybko. Wiem, że to głupia wymówka, że nie potrafię przestać palić, ale i tak osobiście jestem z siebie dumna, że tak dużooo mniej palę... No więc na pytanie odnośnie palenia powiedziałam, że czasem mi się jeszcze zdarza. Pani doktor nawet nie zapytała jak dużo itp., tylko od razu zaczęła mnie opierdzielać. Że co ze mnie za matka, że truję swoje dziecko, że siebie to mogę zabijać, ale żeby bezbronnego człowieka... No niby ja to wszystko wiem, ale cholera, to jest nałóg, zazdroszczę kobietom które potrafią ot tak z silnego nałogu z dnia na dzień przestać palić. Czuję się teraz jak najgorsza matka na świecie i siedzę zaryczana, bo czuję że nie zasługuję na bycie mamą i że skoro nie poradziłam sobie z rzuceniem z dnia na dzień palenia, to nie ma szans, że poradzę sobie z dzieckiem... No po prostu czuję się teraz koszmarnie, jak jakiś podczłowiek
Po tym krótkim wywiadzie pani zaprosiła mnie na usg. Przez bite 15-20 minut jeździła mi głowicą po brzuchu i NIC się nie odezwała, ani pół słowem. Jak chciałam o coś spytać, to mówiła żeby jej nie rozpraszać. Przez całe usg myślałam, że umrę w środku, bo skoro się nie odzywa, to na pewno już mnie skreśliła jako człowieka no i przede wszystkim z dzidzią jest coś źle. Po usg powiedziała, że wszystko jest dobrze, jedynie istnieje 1:84 ryzyko porodu przedwczesnego, ale że sama chciałam skoro palę
Zapytała, czy mamy z mężem jakieś pytania, oboje byliśmy zamurowani, mi się robiło niedobrze i myslalam, że albo się rozbeczę albo zwymiotuję pani dr na twarz, więc stwierdziłam, że po prostu chcę już wyjść, a jak będę miała jakieś pytania, to dopytam mojej ginekolog prowadzącej... Bałam się już czegokolwiek mówić przy tej lekarce.
No nie mogę dojść do siebie. Czuję się jak najgorsza kobieta świata i nie potrafię się cieszyć z pomyślnych wyników badania, bo dociera do mnie tylko abstrakcyjna nieprzyjemność tej wizyty