Dziewczyny, jestem po wizycie u diabetologa na NFZ i od godziny mam oczy jak pięciozłotówki. Dziś 28+4, krzywa robiona w 24 tygodniu ciąży. Od miesiąca ogarniam się dietą.
Pan doktor widząc moje wyniki krzywej (
96-118-81) stwierdził, że ja nie mam żadnej cukrzycy! Że to naciągane. Tłumaczyłam mu, że ginekolog dał mi glukometr a skierowanie do diabetologa dał rodzinny. Nie mogłam mu przemówić do rozsądku - ciągle twierdził, że nic mi nie jest.
Pokazałam moje pomiary (ostatnie dni miałam brzydkie na czczo, ciągle 91). Powiedział, że glukometr ma margines błędu i że mam się nie przejmować, wszystko jest ok. Stwierdził, że nie będzie zamurowywał otwartych drzwi i skoro już poszło skierowanie, to będzie mnie leczył, ale on nie wie na co! Mam być na diecie i mierzyć cukry, dał receptę na paski (sam z siebie) i widzimy się za miesiąc. Jakby cukry na czczo rosły i przekroczyły 100, to mam dzwonić wcześniej. Dał mi skierowanie na hemoglobinę glikowaną.
Zapytałam czy mam wdrożyć posiłek o 22. A on mi na to, że ja jem kolację o 20.00 i to jest za późno! Od miesiąca wstaję codziennie o 7 rano, żeby nie mieć zbyt długiej przerwy nocnej (max 10h) a on mi mówi, że to wtedy nie jest na czczo i że ta przerwa to raczej 12-14h ma być. Że mam sobie spać do 9 i się nie przejmować.
Żadnej insuliny mi nie włączy, bo by mi za bardzo obniżyło cukry.
Przyznam, że tego się nie spodziewałam. Wg mnie facet nie wiedział o czym mówił, przecież tutaj nic się nie zgadza! Zgłupiałam do reszty
Chyba będę musiała pójść prywatnie do kogoś innego bo to, co dziś usłyszałam mnie zabiło i trzeba mnie reanimować.