Ja po prostu oszaleje. Obchód był jeśli mogę to tak nazwać. Wpadł lekarz w towarzystwie chyba wszystkie położnych na oddziale.
Lekarz: jak się Pani czuje?
Ja: dobrze
Lekarz: krwawi Pani?
Ja: już nie tylko plamie.
Lekarz: Jakie leki Pani bierze?
Ja próbuję powiedzieć ale położne na wyścigi "progesteron" 6 tabletek. Więc Ja spokojnie wyjaśniam dawkę.
Lekarz: leczyła się Pani na płodność?
Ja: tak
Lekarz: to stąd takie duże dawki.
I moja "ulubiona" położna krzyczy "i filtgastrin"
Lekarz: acha. To Pani odpoczywa ale trochę się rusza żeby nie było zakrzepicy.
I wyszedl. Nawet qwa nie spojrzał na wyniki. Nie zalecił usg którego specjalnie nie robili przy przyjęciu do szpitala żeby nie za często bo ma to zrobić jakąś konkretną lekarka ktora się w tym w jakimś zakresie specjalizuje. Wg tego rozumiem że do poniedziałkowego obchodu nic się nie dowiem. W poniedziałek będzie mój gin już. Dobrze ze nie poszłam od razu w poniedziałek w tym tygodniu bo bujałabym się cały tydzień czekając na konkret. No i gdzie ja qwa mam chodzić, jak zamknęły mnie w izolatce żeby odciąć mnie od pacjentek onkologicznych, ktore źle znoszą chemię?
Normalnie albo pójdzie siano albo łzy...