poroniona84
Fanka BB :)
kłaczek zwiedzanie szpitala fiu fiu, coś czuję że przeżyjesz najbardziej "ekskluzywny" poród w swoim życiu ;-)Opiekę w trakcie ciąży macie fatalną, ale rodzenie w cywilizowanych warunkach, przy najnowocześniejszym sprzęcie musi być całkiem przyjemne Koszulka zapowiada się zajebiaszczo A może w ogóle wydziergaj sobie sweterek na zimę z takim napisem, na bank ze swoimi umiejętnościami jesteś w stanie to zrobić ;-)
Ilona1990 doskonale wiem co teraz czujesz... Przerabiałam identyczny scenariusz na początku ciąży- megaprzeziębienie i przekonanie, że na bank odbije się na zdrowiu fasolki. Nawet z domowymi sposobami bałam się przeginać, przy każdym ataku kaszlu trzymanie się za podbrzusze i zaglądanie w gacie... U mnie przeszło po ponad 2 tygodniach :/ Ale przeżyliśmy oboje podobno często takie cholerstwa przypałętują się na początku ciąży, kiedy organizm skupia się na jej podtrzymaniu, a zapomina o pilnowaniu ogólnej odporności
agniesia84 widzę "lawinowe użalanie się nad sobą" Cię dopadło... Pewnie zaczęło się od błahostki, która Ci nie wyszła i zaczęły się przypominać wszystkie inne mniejsze i większe porażki. Też tak mam- zaczyna się np. od kłótni z mężem o porządek, a kończy się na histerii że jestem beznadziejna, do niczego się nie nadaję, do niczego nie dojdę i do końca życia będę nikim Zwal to na pogodę i jesienną depresję ;-)
U mnie smutno za sprawą smutnego końca historii u koleżanki z regionalnego babskiego forum. Na etapie 17 tc musiała podjąć decyzję o przerwaniu bądź donoszeniu dziecka obarczonego szeregiem wad genetycznych. Lekarze nie dawali dziecku szans na przeżycie poza łonem matki. Mimo tego dziewczyna zdecydowała się donosić tą ciążę, mocno wierząc że lekarze nie są nieomylni... I po części miała rację- urodziła dziecko w terminie, było reanimowane zaraz po porodzie i zaraz miało operację na przepuklinę, ale żyło! Dla mnie był to cud, który dział się dosłownie obok mnie, byłam pewna, że to nagroda od Boga za jej odważną decyzję. Niestety żyło tylko 6 dni :-(Wczoraj wieczorem napisała, że wróciła z pogrzebu... Mimo to jest wdzięczna za te krótkie 6 dni, za poczucie malutkich paluszków zaciskających się na jej kciuku, za możliwość tulenia jej w ostatnich chwilach życia... Tak mi cholernie smutno i przykro, a z drugiej strony jestem pełna podziwu dla jej stanowiska... Nigdy nie zrozumiem dlaczego takie straszne rzeczy dzieją się takim dobrym ludziom :-(
Ilona1990 doskonale wiem co teraz czujesz... Przerabiałam identyczny scenariusz na początku ciąży- megaprzeziębienie i przekonanie, że na bank odbije się na zdrowiu fasolki. Nawet z domowymi sposobami bałam się przeginać, przy każdym ataku kaszlu trzymanie się za podbrzusze i zaglądanie w gacie... U mnie przeszło po ponad 2 tygodniach :/ Ale przeżyliśmy oboje podobno często takie cholerstwa przypałętują się na początku ciąży, kiedy organizm skupia się na jej podtrzymaniu, a zapomina o pilnowaniu ogólnej odporności
agniesia84 widzę "lawinowe użalanie się nad sobą" Cię dopadło... Pewnie zaczęło się od błahostki, która Ci nie wyszła i zaczęły się przypominać wszystkie inne mniejsze i większe porażki. Też tak mam- zaczyna się np. od kłótni z mężem o porządek, a kończy się na histerii że jestem beznadziejna, do niczego się nie nadaję, do niczego nie dojdę i do końca życia będę nikim Zwal to na pogodę i jesienną depresję ;-)
U mnie smutno za sprawą smutnego końca historii u koleżanki z regionalnego babskiego forum. Na etapie 17 tc musiała podjąć decyzję o przerwaniu bądź donoszeniu dziecka obarczonego szeregiem wad genetycznych. Lekarze nie dawali dziecku szans na przeżycie poza łonem matki. Mimo tego dziewczyna zdecydowała się donosić tą ciążę, mocno wierząc że lekarze nie są nieomylni... I po części miała rację- urodziła dziecko w terminie, było reanimowane zaraz po porodzie i zaraz miało operację na przepuklinę, ale żyło! Dla mnie był to cud, który dział się dosłownie obok mnie, byłam pewna, że to nagroda od Boga za jej odważną decyzję. Niestety żyło tylko 6 dni :-(Wczoraj wieczorem napisała, że wróciła z pogrzebu... Mimo to jest wdzięczna za te krótkie 6 dni, za poczucie malutkich paluszków zaciskających się na jej kciuku, za możliwość tulenia jej w ostatnich chwilach życia... Tak mi cholernie smutno i przykro, a z drugiej strony jestem pełna podziwu dla jej stanowiska... Nigdy nie zrozumiem dlaczego takie straszne rzeczy dzieją się takim dobrym ludziom :-(