Witam ponownie ..... To już prawie dwa tygodnie od stracnia córeczki
Nie wiem czy Wa tez tak czas powoli leciał jak mi po tak okrutnym zdarzeniu .
Najchetniej bym zamkneła sie w czterech scianach - tylko po to by nikogonie widziec. Mój narzeczony mi jednak na to nie pozwala , zabiera mnie wszedzie - czasem wymusza to na mnie , by tylko samej nie siedziec w domu i nie płakac..... a ja bym tak chetnie siedziała w domu , patrzyła sie w sufit.
Boje sie spotykac znajomych , którzy wiedza o tym co sie stało, bo nie wiem jak sie zachowac. Zaczełam ostatnio robic "dobra mine do złej gry" - jednak mój narzeczony widzi ze łzy mi sie w oczach czasem pojawiaja....
Wciaz me serducho mocno boli i zastanawiam sie czy to kiedys minie .
Nawiedzaja mnie koszmary i rano budze sie przerazona.
Dzis byłam na kontroli u lekarza - wszystkie wspomnienia wróciły jak za dotknieciem zaczarowanej różdzki. To jak pamietnego dnia czekałam przed gabinetem na wyrok, to jak lekarz powiedział mi "jak bardzo jest mu przykro " , to jak płakałam i czekałam na narzeczonego bo połozna nie chciała mnie samej puścic do domu - poprostu to WSZYSTKO.
Tyle rzeczy przede Nami jest do zrobienia, tyle planów mielismy a teraz wszystko od nowa trzeba. Musze nazbierac siły na 14 sierpnia bo wtedy mamy ślub. Bedzie mi trudno , juz teraz tak jest ... Byłam szczesliwa ze z brzusiem pojde do slubu, miałam sukienke wymarzona która by podkresliła mój brzuszek....a teraz.... - szkoda gadac.
Jednak mam wspaniałego narzeczonego , dla niego mimo smutku staram sie usmiechac. I dla niego, dla Nas bede starala sie by ten Nasz dzien
to tylko przyjecie bez orkiestry, przy gronie najblizszych)....był piekny - choc załobe w secu mamy
Przepraszam ze sie tak rozpisałam.... ale nie potrafie długo dusic mysli w sobie, tyle ich mam. Staram sie byc twarda , jednak pod powłoka kryje sie wrazliwosc i bezsilnosc. Tak bardzo mi Darii brakuje