Co do praktykantów, to co innego rezydent, robiący specjalizację, mający tytuł lekarza medycyny, którego obowiązuje tajemnica lekarska a co innego student na praktykach wakacyjnych nie mający zielonego pojęcia o niczym i który nie musi wcale trzymać języka za zębami. Miałam taką sytuację przy swoim poronieniu. Przyjmował mnie ordynator, stwierdził brak tętna. Zlecił badania i powiedział, że w trzeciej dobie będę miała ponownie zrobione badania krwi a na usg śmierć płodu potwierdzi drugi lekarz. Leżenie w szpitalu i czekanie na utwierdzenie, że Twoje dziecko nie żyje... Masakra. Jest ten dzień, lekarz prosi mnie do gabinetu usg. Wchodzę a tam gówniak, na oko po zachowaniu z drugiego roku studiów. Plakietkę miał schowaną, żebym czasem nie wiedziała, z kim mam do czynienia. Lekarz do mnie z tekstem, że jak wyrażę zgodę, to młody PAN DOKTOR zrobi mi usg. Byłam taka wściekła! Pomijając, że to nie jest klinika, że z tego gówniaka taki pan doktor jak z koziej dupy trąba, to jak można zapraszać osoby trzecie na takie badanie?! Czego on się miał nauczyć? Jak wsadzić dopochwowo głowicę usg? Jak efektownie podawać chusteczki płaczącej pacjentce? Wiele rzeczy jestem w stanie zrozumieć, ale niektórzy mają pomysły, że szkoda gadać...
Roxie udało się dostać do lekarza?