Hej dziewczyny, wiem, że czasu nie cofnę... Co się stało to się nie odstanie. Trzeba się podniesć i mimo bólu iść do przodu i wierzyć, że się uda. Chcę wam się tylko wygadac , wyrzucić to z siebie może zrobi mi się lepiej. Jak wiecie straciliśmy swoje maleństwo 7 marca w 12 tyg. Dostałam zwolenieni do 19 marca. Wydawało mi się że z dnia na dzień jest coraz lepiej, że powoli wracamy do życia... Do wczoraj....
Wczoraj przyjechał brat bliźniak mojego męża była też siostra męża. Jego brat ma 3 dzieci jedno malenkie urodziło się w lutym zaś siostra ma 5 latka. Wiecie dobra mina do złej gry... Ale nie mogłam... Jak zaczęli rozmawiać o tym maleństwie, o zmianie pieluch, kupach, kolkach, nieprzespanych nocach... Coś we mnie pękło ale cały czas wmawiałam sobie ze musze być dzielna. W końcu teściowa poprosiła go o pokazanie zdjęć najmłodszego synka( wiadomo że z malenstwem nigdzie nie jeżdżą) więc dumny tatuś z radością chwalił się swoją pociechą. Widzialam że mąż też ledwo siedział...i jak pokazał te zdjęcia tak wszyscy zaczęli się zachwycać, jakie dzieci to sa słodkie, pytania czy ciągnie cyca , czy przesypia całe noce. I ja wtedy już nie wytrzymałam. Odeszłam od stołu poszłam do nas na górę (mieszkamy z mężem u teściów na górze) ledwo zakmnelam drzwi i zalalm się łzami. Wpadłam w taka histerię że nie mogłam dać sobie z tym rady. Poczułam się gorsza, zwątpiłam w to że nam się kiedyś uda... Czułam jak mi serce pęka...wszyscy mają dzieci, mogą cieszyć się nimi. Tylko nie my... Całą noc przepłakałam czułam się okropnie, wręcz podle, że nie spełniłam się jako matka....
Dostalismy zaproszenie na urodziny córki męża brata... Ale ja czuję że nie dam rady tam pojechać. Zamiast się cieszyć ja będę tylko się skupiac żeby nie płakać.
Wiem, że nie mogę wymagać od kogoś żeby przestał się cieszyć swoimi dzieci tylko dlatego że ja swoje straciłam... Ale ja nie dam rady wysiedzieć pół dnia z przyklejonym usmiechem patrząc na radość innych kiedy moje serce jest rozerwane na kawałki...
Urodziny są tego samego dnia co moje urodziny. Wiem, że dziecko nie jest niczemu winne... Boję się że psychicznie tego nie wytrzymam...
Dzięki za wysłuchanie