Hej dziewczyny, niestety muszę dołączyć. To niestety stało się trochę ponad tydzień temu, kiedy na badaniach prenatalnych (12+4) dowiedziałam się, ze serduszko maluszka nie bije. 5 dni wcześniej byłam prywatnie na usg i serduszko jeszcze biło. Mój niepokój zaczął się od plamień w 9 tyg, lekarz dodatkowo powiedział, ze ciąża jest młodsza o 5 dni, wiedziałam, ze to niemożliwe. Później na innym usg znowu młodsza o kolejne 2 dni, wiec wiedziałam, ze już coś jest nie tak, mimo, ze mnie lekarze uspokajali i kazali poczekać do prenatalnych.
Ponieważ to poronienie zatrzymane dostałam dopochwowo 4 tabletki. Nic. Później kolejne dwie. Lekkie plamienie. Później kolejne dwie. Po tym ból, skurcze co 2-3 min, niesamowity ból w krzyżu, ale szyjka nie chciała puścić. Dostałam jakiś zastrzyk (chyba rozkurczowe) - zaczęły się wymioty i po niedługim czasie już puściło. Nie brałam tkanek do badań, to była moja pierwsza ciąża, podobno „zdarza się to często”. Wiem na pewno, ze znana była płeć, ale nie chciałam tego wiedzieć. Nie chciałam też rejestrować w USC, nie do przejścia byłoby dla mnie nadawanie imienia.
W ciąży wydawało mi się, ze jestem 1 na 100. Brak mdłości, bólu piersi, jedynie co to śpiąca byłam i tyle. Dodam, ze mam niedoczynnosc tarczycy, ale hormony miałam wyregulowane przed ciąża.
Teraz czekam z niecierpliwością na pierwszy okres. I próbujemy dalej. Przytulam Was wszystkie mocno i trzymam kciuki za kolejne szczęśliwe już ciąże.