Korzystam z chwili kiedy mały zasypia, może uda mi się coś skleić.
Wody odeszły mi o 00:30w nocy z 8na9 marca. Na szczęście dyżurował szpital do któego chciałam trafić. Z przyjęciem nie było problemu. Do męża zadzwoniłam jako pierwszego, mówi, że już jedzie z delegacji. Na izbie pani powiedziała, że skoro skurczy nie mam to bez sensu żeby maż siedział ze mną. Niech wróci do domu, wyśpi się i rano przyjedzie.
Mnie zbadali. Jakoś szczególnie delikatnie, kazali położyć się spać, podłączonej do ktg. Skurczy jak nie było tak nie było. o 9:30 podłączyli mi oksytocyne. Coś tam sie dziać zaczęło, ale ciężko było to nazwać skurczami porodowymi. Jeszcze w międzyczasie zepsuła się pompa, bo mi skurcze zupełnie odeszły. Mąż narobił rabanu, że od godziny nic nie zleciało. No to zmienili pompę. Zdążyli mnie jeszcze zwiększyć dawke ale toteż mało dawało. Chyba o 13 przyszedł lekarz (któryś z kolei) i zaczął rozstawiać wszystkich po kątach.Ponieważ byłam już 12 godz po odejściu wód a u mnie skurczy brak.No to jak mi dawke zwiększyli to w pół godziny miałam regularne bolesne skurcze, rozwarcie z 3 na 10 cm i mogłam zaczynać rodzić. Obyło się bez znieczulenia. Przez skurcze powoli zaczynało mi brakować siły. Rodziłam w 5 różnych pozycjach próbując znaleźć taką, w któej położna nauczy mnie jak przeć. Dla mnie okazało się to masakrycznie trudne. Niby parłam, wrzeszczałam a tu nic się nie działo. Położna pokazała mi moim palcem gdzie jest główka maluszka, to jeszcze ryczeć zaczęłam. Po 2,5 h w końcu zczaiłam o co chodzi, to mały nie chciał wychodzić. Jemu było tam tak dobrze, że z każdym parciem posuwał się minimalnie do przodu. Rodziłam bez znieczulenia więc czułam jak mi nacinają kroczę. Chwilę potem poczułam jak Oluś wychodzi na zewnątrz. Nie pamiętam czy to bolało, pamiętam, że było to dziwne uczucie. Miałam zamknięte oczy, bo bałam się zobaczyć jak to wszystko wygląda. Otworzyłam je dopiero jak położyli mi go na piersi. To jest najcudowniejszy moment z całej ciąży. On na prawdę wynagradza wszystko. Już cię nie obchodzi, że jesteś obolała, że masz nacięte krocze, że ledwo skurcze wytrzymałaś. Najważniejsze, że On w końcu jest z Tobą. Leżałam z nim tak godzinę. Też wtedy kiedy zszywali mi krocze. Miałam cudowną położna, bo była ze mną cały czas. Ona jak i mały odciągali moją uwagę. Nawet lekarz ze mną flirtował

Żartował i pytał czy robimy od razu plastykę: powiększamy czy pomniejszamy dziurkę. Zszywanie bolało, bo nie miałam znieczulenia tego przy porodzie, a znieczulenie na szycie znieczuliło mi tylko część . Tłumaczyli mi że na skórę nic nie poradzą. Łożysko wcześniej rodziłam, to tylko nieprzyjemne uczucie. Oprócz położnej największym wsparciem był dla mnie mąż.Byłdo pewnego momentu, bo położna poprosiła go żeby wyszedł to może mi szybciej pójdzie. Nawet nie chciałam go ani razu uderzyć

)
Wypisali nas po dwóch dniach. W środę. Od wt rana jestem sama w domu, mąż wraca tylko na nocki i to nie każdą. Jest ciężko, szczególnie, że się siedzi i wyję. Teraz hormony mi się ustabilizowały i przestałam się syna bać.
Robiwe przerwę, niedługo wróce i edytuję wpis.