Ja uwielbiałam karmić piersią. I nie przeszkadzało mi nawet to, że na początku dzieci co chwilę chciały być przystawianie. Oczywiście były chwile, że mleka jakby brakowało (wtedy ratował mnie f emaltiker i herbatki na laktacje i oczywiście dużo wody), były też nawały... Potem to się normowało.
Po CC przez ponad półtorej doby nie mogłam wyjąć Małego z inkubatora i karmić. Położne kazały mi ściągać mleko i przynosić im na OIOM, ale mimo super laktatora (elektryczny Medela) nie udało mi się nigdy ściągnąć ani kropelki (!). Raz, mniej więcej po dobie, brodawki zrobiły się wilgotne. I tyle... Po prostu moje piersi nie współpracowały z laktatorem (wcześniej miałam ręczny Avent - też nie ściągał). A jak tylko Małego mogłam wyjąć i przystawić to od razu mleko się pojawiło
na początku troszeczkę, ale z dnia na dzień było lepiej. Karmiłam go przez dwa i pół roku (starsze dzieci niewiele krócej).
Jak czytam czasem jakie dziewczyny mają problemy z karmieniem, to zastanawiam się z czego to wynika. I boję się, żeby tym razem i mnie nie spotkały, bo bardzo chcę karmić.
Ale, podobnie jak tu już inne pisały, mamy karmiące mm, bez względu na powód (kłopoty z laktacją, czy też po prostu niechęć do kp) absolutnie nie uważam za gorsze!