Cześć!
Ja też urodziłam dziecko na studiach i nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
Urodziłam na początku III roku pierwszego kierunku, na drugim wzięłam urlop. Po powrocie było maskarycznie ciężko - dwa kierunki i roczny maluch. Przeżyłam, choć tego czasu nie wspominam za dobrze, głównie dlatego, że za bardzo się przejmowałam, przynajmniej przez pierwszy semestr. Na szczęście mamy tą przewagę, że na studiach świat się dla nas nie kończy, nawet jeśli są bardzo ważne, to mamy większe szanse się do tego zdystansować
Kolejny rok - drugi urlop na drugim kierunku, na pierwszym dyplom. Teraz mam 3,5 letniego szkraba, skończone ciężkie studia magisterskie bez żadnej przerwy, na drugim kierunku kończę licencjat i planuję studia doktoranckie. I w kwestii samych studiów najlepsze, co mogło mi się przydarzyć, to te dwie roczne przerwy. Dzięki temu potoczyło się wszystko idealnie, ze względów formalnych i wszelkich innych (choćby zmian, które przez te lata zaszły w programie i mam szansę wreszcie zajmować się rzeczywiście tym, czym chcę). Obecny rok zaczęłam już z jednym kierunkiem, pracą i synkiem w przedszkolu. Istny raj
Niestety przedszkole się nie sprawdziło i znów jesteśmy razem w domu, piszę pracę licencjacką prawie codziennie między 21 a 24. Ale dystans to bardzo wiele. Wszystko się udaje i wszystko gra, pod warunkiem, że nie przeżywamy niczego ponad potrzebę
Także dziewczyny spokojnie, grunt to nie mieszać dziecka w nasze studenckie stresy. Przyzwyczaiłam się, że nie myślę o moich zajęciach/zaległościach/egzaminach w czasie, który spędzam z synkiem. Biorę się za to "po godzinach" i wiem, że ze wszystkim zdążę. Dziecko daje spokojniejsze podejście
Nie jestem wcale najpilniejszą ze studentek. Forów egzaminacyjno-ciążowych nie miałam, bo w widocznej ciąży byłam w czasie wakacji. I dobrze
Potem trzeba było czasem się wytłumaczyć dzieckiem w kwestii np. jakichś nieobecności. Praktycznie nie spotkałam się nigdy z brakiem przychylności. Ale forów z tego tytułu nie było. I tak sobie myślę, jak to jest, że mimo wszystko na studiach radziłam i radzę sobie znacznie lepiej niż niektórzy posiadający nadmiar wolnego czasu.
Fakt, że niektórzy nie rozumieją tego połączenia - dzieci i studia. Z jednej strony najpierw kariera i pieniądze, z drugiej strony mam wrażenie, że wczesne macierzyństwo w opinii społecznej zarezerwowane jest dla tych kobiet, których ambicje kończą się na kasie w sklepie (nie obrażając ich oczywiście). Moja edukacja jest dla mnie bardzo ważna. Zawsze wiedziałam, że rodzina i dzieci to moje pierwszoplanowe spełnienie. Ale to również dla mojej rodziny chcę być szczęśliwa, a szczęście i radość daje mi też moje studiowanie, mój własny rozwój, bo przecież nie robię tego wszystkiego dla papierka. Trochę bolą mnie opinie, w których daje się odczuć, że studiując zaniedbujemy swoje dzieci i rodzinę. To nieprawda.
Kiedy powiedziałam mojej mamie, że chcę pójść na studia doktoranckie, usłyszałam: "boże, dziewczyno, kiedy ty się wreszcie skończysz uczyć, a zajmiesz w końcu domem i zaczniesz ścierać kurze i myć podłogi??!!" Otóż: nigdy nie skończę się uczyć. Moje mieszkanie jeszcze nie porasta grzybem, po prostu nie jestem tak pedantyczna jak moja mama i trochę kurzu na szafkach mi nie przeszkadza. Ale to jakoś chyba trudno zrozumieć, że widzę dla siebie inną drogę niż zasuwanie ze szmatami do podłóg przez całe życie. I to bez uszczerbku na moim życiu rodzinnym.
To tyle moich skromnych refleksji
Trzymam kciuki za wszystkie studiujące mamy, obecne i przyszłe
Pozdrowienia!