reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Boje się urodzenia chorego dziecka- obsesja

Właśnie, że zmieni, bo problemem jesteś Ty i Twoja głowa, a nie to, ze na świecie występują choroby. Słuchaj ja jestem teraz w 8 tygodniu ciąży, też się boję, ze urodzę chore dziecko, każda kobieta w ciąży ma takie lęki, że będzie coś nie tak. Tylko, że Ty wymieniasz choroby, o których ja i większość dziewczyn tutaj nawet nie słyszała. I to jest ta różnica, sama się nakręcasz, to z Tobą jest problem, nie z tym, że istnieją choroby na świecie. Życie nie jest sprawiedliwe i terapia właśnie miedzy innymi pozwala Ci z tym się pogodzić i zrozumieć. To nie jest rozwiązywanie problemów, żaden terapeuta nie powie Ci, ze będzie dobrze, bo skąd on może wiedzieć czy będzie dobrze czy nie. Tylko, że terapia pozwoli Ci zrozumieć dlaczego tak się zachowujesz i na tej podstawie jesteś w stanie pójść dalej i poradzić sobie z problemem, jeżeli już go zrozumiesz.
Dlaczego nie spróbujesz pójść na terapię? I nie przyjmuję odpowiedzi, ze to nic nie da. Musisz wymyśleć sensowny argument, bo do tej pory wszyscy Ci próbują przekazać, ze to jedyna opcja, a ty się zasłaniasz tym, ze to nic nie da i Twoje argumenty są podważane jeden po drugim. To tak jak małe dzieci nie chcą zjeść czegoś nowego, bo wydaje im się, ze nie będzie im smakowało, tylko że nawet nie spróbowały tego zjeść.
Dokładnie. Dodam jeszcze, że też jestem teraz w ciąży, robiłam nipt, usg prenatalne+połówkowe, chodzę do 2 różnych ginekologów, choć mam 2 zdrowych dzieci i żadnych chorób w rodzinie. Każda kobieta boi się o zdrowie dziecka, ale to co dotyka Ciebie, to nie jest zwykły strach. Twoim problem nie jest możliwość urodzenia chorego dziecka. Twoim problemem są zaburzenia lękowe, które akurat taki temat sobie teraz wybrały. Nie powinnaś czytać historii chorych dzieci, tylko historie dorosłych borykających się z lękiem i depresją. Zakładając nawet, że zrezygnujesz z macierzyństwa - myślisz, że na tym się skończy? Przez chwilę poczujesz ulgę, a potem znajdziesz coś innego, co będzie powodowało panikę i niszczyło Twoje życie. Przed macierzyństwem można uciec, ale co jeśli zaczniesz bać się czegoś na co nie masz wpływu? Jak sobie wtedy poradzisz? Być może wtedy zdecydujesz się na terapię, która otworzy Ci oczy na to, że przez lata podejmowałaś decyzje kierując się strachem, a nie swoimi potrzebami. Tylko wtedy może być już za późno żeby np. zajść w ciążę lub ratować małżeństwo.
 
reklama
Tego sie tak obsesyjnie nie boje. Tak jak pisałam, boje sie w sumie najmocniej wyłącznie chorób upośledzających intelektualnie od początku… Gdybym mój mąż miał wypadek, czy moje dziecko które przed tym zdarzeniem było świadomym rozwijającym sie intelektualnie dzieckiem to po prostu bym się z tym zmierzyła jak każdy człowiek, bo każdemu może się to przydarzyć. Często na stare lata trzeba zająć się rodzicami którzy tez niejednokrotnie maja niesprawność umysłowa ale wtedy to jest człowiek którego znasz od lat, który przed choroba miał z Toba relacje… a te okrutne choroby gdzie dziecko od początku jest nieświadome albo jak w autyzmie wyglada na zdrowe a jest agresywne, autoagresywne, nie mówiące no to mnie zwala z nóg… I czuje, ze nie podołam takiemu wyzwaniu jeśli mnie spotka wiec boje się podjąć ryzyko. Ale tym samym zranię męża, być może rozwale sobie życie… Z ta psychoterapia chodzi mi bardziej o to, ze ja widzę sens pokonania leków i tego co mną zawładnęło ale nadal to ryzyko urodzenia chorego dziecka nie zmieni się a uważam, ze psychoterapię nie zwiekszy moich psychiczno-pożyczanych zasobów do udźwignięcia takiego ciężaru. Ale może ja to demonizuje bo po prostu nigdy w życiu nie sadzilam nawet sekundy z kimś niepełnosprawnym intelektualnie. Mi się wydaje to nie do przejścia ale może da się ułożyć jakoś takie życie? Boje się, ze jak nie zdecyduje się na dzieci to za kilka-kilkanaście lat będę tego zalowala.
Czego oczekujesz od nas? Od forum? Jesteś dorosła.Masz 31 lat,nie 11. Nikt nie ponosi za Ciebie odpowiedzialności,tylko Ty sama. Co więcej,chcesz mieć dziecko,czyli wziąć odpowiedzialność za kogoś jeszcze. Masz dwa wyjścia. Albo poprosić o pomoc psychologa i psychiatry i dać sobie szansę że wyjdziesz na prostą,ze sobą,z partnerem może za jakiś czas będziesz gotowa na bycie mamą. Albo się tak pocieszać,użalać nad sobą,obsesyjnie szukać dowodów na coś tam i uciekać w to przed dorosłością. I w konsekwencji faktycznie za przeproszeniem może jebnac wszystko. Trochę się zachujesz jakby miał przyjść ktoś i wziął za rękę powiedział: nie napewno nie urodzisz chorego dziecka...Naprawdę nie jesteś ani wyjątkowo (ludzie masowo chorują na zaburzenia lękowe,depresję,dużo osób wychowuje chore dzieci) ani mała...
 
Nie wiem czego oczekuje… chyba niczego, chciałam się tylko z kimś podzielić… Może dostać jakiś otrzeźwiający ochrzan. I dostałam. Dziekuje Wam, za tak liczny odzew, każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
 
Tego sie tak obsesyjnie nie boje. Tak jak pisałam, boje sie w sumie najmocniej wyłącznie chorób upośledzających intelektualnie od początku… Gdybym mój mąż miał wypadek, czy moje dziecko które przed tym zdarzeniem było świadomym rozwijającym sie intelektualnie dzieckiem to po prostu bym się z tym zmierzyła jak każdy człowiek, bo każdemu może się to przydarzyć. Często na stare lata trzeba zająć się rodzicami którzy tez niejednokrotnie maja niesprawność umysłowa ale wtedy to jest człowiek którego znasz od lat, który przed choroba miał z Toba relacje… a te okrutne choroby gdzie dziecko od początku jest nieświadome albo jak w autyzmie wyglada na zdrowe a jest agresywne, autoagresywne, nie mówiące no to mnie zwala z nóg… I czuje, ze nie podołam takiemu wyzwaniu jeśli mnie spotka wiec boje się podjąć ryzyko. Ale tym samym zranię męża, być może rozwale sobie życie… Z ta psychoterapia chodzi mi bardziej o to, ze ja widzę sens pokonania leków i tego co mną zawładnęło ale nadal to ryzyko urodzenia chorego dziecka nie zmieni się a uważam, ze psychoterapię nie zwiekszy moich psychiczno-pożyczanych zasobów do udźwignięcia takiego ciężaru. Ale może ja to demonizuje bo po prostu nigdy w życiu nie sadzilam nawet sekundy z kimś niepełnosprawnym intelektualnie. Mi się wydaje to nie do przejścia ale może da się ułożyć jakoś takie życie? Boje się, ze jak nie zdecyduje się na dzieci to za kilka-kilkanaście lat będę tego zalowala.
Autorko, a to nie jest trochę tak, że na siłę szukasz wyjścia z sytuacji? Napisałaś że chciałaś mieć dzieci, że Twój mąż też bardzo chce. Jednocześnie się bardzo boisz. Może tak naprawdę nie chcesz już mieć dzieci i zaczynasz trochę "kombinować"? Dlatego nie chcesz też podjąć żadnego działania? Mi to trochę wygląda jak szukanie wyjścia ewakuacyjnego z sytuacji która Cię przytłacza. Wiesz, każdy może zmienić zdanie, to nic złego. Ale nie jesteś w swoim związku sama. Takie sprawy powinnaś przegadać z mężem, bo to jego też dotyczy. Może rzeczywiście nie jesteś gotowa na dziecko, ale Twoje podejście jest bardzo egoistyczne. Boisz się chorób genetycznych, to zrozumiałe. Każda z nas się tego boi. Ale sadzę że marnujesz tylko czas. Lata lecą, prawdopodobieństwo chorób niestety tylko rośnie, a Ty już zmarnowałaś biernie 4 lata. Pytanie tylko co chcesz osiągnąć? Takim czekaniem nie zmienisz przecież nic. Zacznij od rozmowy z mężem, idź na terapię. Zanim będzie za późno i rozwalisz swój związek.
 
Autorko, a to nie jest trochę tak, że na siłę szukasz wyjścia z sytuacji? Napisałaś że chciałaś mieć dzieci, że Twój mąż też bardzo chce. Jednocześnie się bardzo boisz. Może tak naprawdę nie chcesz już mieć dzieci i zaczynasz trochę "kombinować"? Dlatego nie chcesz też podjąć żadnego działania? Mi to trochę wygląda jak szukanie wyjścia ewakuacyjnego z sytuacji która Cię przytłacza. Wiesz, każdy może zmienić zdanie, to nic złego. Ale nie jesteś w swoim związku sama. Takie sprawy powinnaś przegadać z mężem, bo to jego też dotyczy. Może rzeczywiście nie jesteś gotowa na dziecko, ale Twoje podejście jest bardzo egoistyczne. Boisz się chorób genetycznych, to zrozumiałe. Każda z nas się tego boi. Ale sadzę że marnujesz tylko czas. Lata lecą, prawdopodobieństwo chorób niestety tylko rośnie, a Ty już zmarnowałaś biernie 4 lata. Pytanie tylko co chcesz osiągnąć? Takim czekaniem nie zmienisz przecież nic. Zacznij od rozmowy z mężem, idź na terapię. Zanim będzie za późno i rozwalisz swój związek.
Szczerze… Bardzo możliwe. Czuje w tym momencie, ze gdyby lekarz powodzial, ze jestem bezpłodna to odetchnęłabym z ulga… To chore. A z drugiej strony chce tego dziecka. Specjalnie z myśla o dzieciach wybudowaliśmy dom. Jak widzę dzieci to mi serce mięknie, ze mogłabym mieć takie swoje maleństwo. Nie przerażają mnie nieprzespane noce, kolki itp. Wydaje mi się, ze paraliżuje mnie tez to, ze nie mam na to wpływu. Ja uwielbiam mieć kontrole. Zawsze nad wszystkim mam kontrole od a do z. A tutaj mogę i zrobić WES z amniopunkcji a i tak nie będę miała pewności… I koło się zamyka. Chce tego dziecka równie mocno jak nie chce. I na pewno w najbliższych miesiacach nie odstawię anty nie będę tak nieodpowiedzialna. Każdy mi mówi „nie czekaj będzie tylko gorzej się zdecydowac im będziesz starsza” „będzie dobrze cokolwiek się nie stanie” „zawsze damy sobie rade” „jesteśmy z Toba co ma być o będzie” „nie ma na co czekać”. To słowa moich przyjaciół i rodziny kiedy mówiłam im o watpliwościach(nie o mojej obsesji bo tego szczegółowo nikt jeszcze nie wie).
 
Szczerze… Bardzo możliwe. Czuje w tym momencie, ze gdyby lekarz powodzial, ze jestem bezpłodna to odetchnęłabym z ulga… To chore. A z drugiej strony chce tego dziecka. Specjalnie z myśla o dzieciach wybudowaliśmy dom. Jak widzę dzieci to mi serce mięknie, ze mogłabym mieć takie swoje maleństwo. Nie przerażają mnie nieprzespane noce, kolki itp. Wydaje mi się, ze paraliżuje mnie tez to, ze nie mam na to wpływu. Ja uwielbiam mieć kontrole. Zawsze nad wszystkim mam kontrole od a do z. A tutaj mogę i zrobić WES z amniopunkcji a i tak nie będę miała pewności… I koło się zamyka. Chce tego dziecka równie mocno jak nie chce. I na pewno w najbliższych miesiacach nie odstawię anty nie będę tak nieodpowiedzialna. Każdy mi mówi „nie czekaj będzie tylko gorzej się zdecydowac im będziesz starsza” „będzie dobrze cokolwiek się nie stanie” „zawsze damy sobie rade” „jesteśmy z Toba co ma być o będzie” „nie ma na co czekać”. To słowa moich przyjaciół i rodziny kiedy mówiłam im o watpliwościach(nie o mojej obsesji bo tego szczegółowo nikt jeszcze nie wie).
Rozumiem Cię. Też lubię mieć kontrolę nad wszystkim. Ale są sprawy, których kontrolować się nie da. Życia nie da się ani dokładnie zaplanować, ani sztywno trzymać się zamierzonego planu. Jeśli wciąż rozważasz dziecko idź pogadaj z mężem, idź na terapię. Musisz przepracować swoje lęki. Inaczej będziesz tylko stała w miejscu, a w końcu wszystko zacznie się sypać. Skoro lubisz mieć nad wszystkim kontrolę to wiesz, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. A Twój plan, Wasz plan właśnie się teraz sypie. Macie dom z pokojami dla dzieci. Waszym planem była rodzina w tym domu. I nagle przyszły lęki. To one stają Ci na drodze do realizacji planu, do uzyskania kontroli nad swoim życiem. Terapia pomoże Ci je oswoić, bez względu na to czy będziecie się trzymać swojego "starego" planu czy ułożycie nowy. Z tymi lękami nie jesteś w stanie kontrolować niczego.
 
Może Twój lęk wynika z tego, że po prostu nie chcesz dzieci - ani teraz ani nigdy. Jeśli nie dojdziesz ze sobą do ładu nigdy się tego nie dowiesz. Jedno jest pewne - możesz zrezygnować z dziecka, nie iść na terapię, a ten strach nadal będzie Cię paraliżował i zatruwał zycie. Najlepszy przykład to Twoje obniżone libido. Nie mam przekonania, że to tylko wina anty, może podświadomie boisz się zapłodnienia?
 
Dziewczyny ale jeśli ja naprawdę nie chce tego dziecka teraz ani nigdy… to będzie oznaczało, ze zniszczyłam mężowi życie. Może ten lęk jest tylko takim maskowaniem tego, ze boje się sama przed sobą przyznać, ze nigdy ich nie chce :( Powiem mężowi, ze nie chce dziecka może będzie chciał rozwód, może będzie nieszczęśliwy do końca życia tkwiąc przy mnie… Może życie mi się posypie. Uwielbiam moje życie, mój dom, moja prace, moje psy, moje pasje… może ja widocznie naprawdę nie chce dziecka. Nie chce tego zburzyć. Ale jak oficjalnie to powiem to tez zniszczę sobie życie bo to będzie pewnie ogromny kryzys małżeński albo rozwód. Chcecie mi powiedzieć, ze „trzymałam” męża prawie do 40 stki, pół życia, obiecując mu pełna rodzine a teraz powiem mu, ze mi się odwidziało… to okrutne.
 
Dziewczyny ale jeśli ja naprawdę nie chce tego dziecka teraz ani nigdy… to będzie oznaczało, ze zniszczyłam mężowi życie. Może ten lęk jest tylko takim maskowaniem tego, ze boje się sama przed sobą przyznać, ze nigdy ich nie chce :( Powiem mężowi, ze nie chce dziecka może będzie chciał rozwód, może będzie nieszczęśliwy do końca życia tkwiąc przy mnie… Może życie mi się posypie. Uwielbiam moje życie, mój dom, moja prace, moje psy, moje pasje… może ja widocznie naprawdę nie chce dziecka. Nie chce tego zburzyć. Ale jak oficjalnie to powiem to tez zniszczę sobie życie bo to będzie pewnie ogromny kryzys małżeński albo rozwód. Chcecie mi powiedzieć, ze „trzymałam” męża prawie do 40 stki, pół życia, obiecując mu pełna rodzine a teraz powiem mu, ze mi się odwidziało… to okrutne.
A myślisz, że jak oficjalnie tego nie powiesz, to mąż będzie czekał jeszcze 10 lat? W końcu mu cierpliwości braknie. Zwłaszcza, że może czuć się oszukany. Jeżeli macie ślub kościelny, to nawet ma podstawy do stwierdzenia nieważności.
Cóż, musisz wziąć na klatę to, że tak czujesz. I wziąć na klatę to, że mogą być konsekwencje w postaci odejścia męża, któremu na dzieciach zależy. On ma prawo do podjęcia własnej decyzji.
 
reklama
A może po prostu powinnam wypisać się z tych grup, ograniczyć internet, ochłonąć i po prostu zajsc w te ciąże tak jak planowałam od lat, tak jak chciałam i przestać wydziwiać? Nie chce tracić męża… Gdybym go kiedyś zobaczyła z kobieta z dzieckiem to chyba by mi serce pękło
 
Do góry