Dziewczyny, wczoraj miałam straszny dzień, myślałam, że umrę ze strachu. O 15 Milenka zobila wodnista kupke, potem byla dziwnie senna, o 19 kapalam z mężem, przy rozbieraniu darla sie okrutnie, więc norma, w kapieli cisza, a i przy ubieraniu zaczęła być dziwnie spokojna, potem dostała butelkę i znów dziwne zachowanie, chce bardzo jeść, ale jak bierze do ust to piszczy i się krztusi, myślę może za górące, to troszkę studze mleko, znów to samo, więc zmienam smoczek na mniejszy, znów to samo, w pewnym momencie cisza, dziecko robi oczy w słup i odlatuje, nie straciła przytomnosci, ale przestala reagować na wsystko, nie plakala, szybko dzwonię po karetkę i modle się aby mnie nie opuszczała, przyjeżdżaja, w miedzyczasie diecko odzyskuje glos i siły ,temperatura 35,2 czyli duże oslabienie, lekarz nic nie stwierdz i mówi, że wczesniaki tak mają, a ja niepotrzebnie panikuje, pojechali, probuje karmić, dziecko znów mało kontaktowe, robi 2 plynna kupke, wiec sama jadę na szpital, lekarka o 24 stwierdza, że to wirus, że mała tak szybko się nie odwodni, jade wiec do domu i czuwam przy lozku. Rano malutka ma plesniawki na jezyku, znów jadę do lekarza tym razem swojego, stwierdza wirusa, oslabienie, i reakcję poszczepienna, wróciłam znią do domu, jestem przestrasxona i przerazona,boję sie...czy to jednorazowy incydent, czy może być coś gorszego...
Dziś odpuszczam jej kapiel.