Magda, coś ociągają się w tym Waszym OA. To widzę, że my mieliśmy naprawdę farta, że praktycznie od pierwszego telefonu mogliśmy od razu umawiać sobie spotkania.
No a teraz też jeździmy co jakiś czas. Spotkania różnie, czasami wychodzę z myślą, że mam ich już trochę dosyć, a czasami aż szkoda wychodzić, tak jest fajnie i ciekawie. Zależy przede wszystkim od prowadzących.
No i samo nasze nastawienie też ma różne etapy. Proces adopcyjny wymaga chyba jeszcze większej cierpliwości nić leczenie niepłodności, wtedy przynajmniej mogłam coś robić, działać. Teraz niby też mogę - jeżdżę na spotkania, ale to niczego nie przyspiesza. Zresztą jeszcze trochę i skończymy szkolenie - mam nadzieję, że z kwalifikacją, a wtedy dopiero się zacznie test z cierpliwości... Tak bardzo chciałoby się coś przyspieszyć, żeby stał się cud i dziecko trafiło do nas już zaraz. A niestety rzeczywistość jest taka, że marzenie, które rośnie mi w sercu od wielu lat - o Świętach Bożego Narodzenia z dzieckiem przy choince nie spełni się ani w tym, ani pewnie nawet w przyszłym roku. Perspektywa tego czekania jest dość mocno dołująca. Najlepiej byłoby nie myśleć o tym, że się czeka, tylko po prostu sobie żyć. Ale to nie jest takie łatwe.