Syn ma 8,5 miesiąca, jako Noworodek miał 'stwierdzony' wzmożony odruch ssania, karmiłam tak często, że praktycznie latałam nago po domu. Wynikało to z faktu że bardzo szarpał się przy piersi, denerwował, chociaż potrafił ssać, więc nieźle musiałam się nagimnastykować żeby załapał pierś. Problemy zaczęły się od razu po porodzie... Ile osób próbowało mi pomóc go przystawić... Eh. Preferował tylko jedną pierś. W nocy budził się na karmienie co półtora godz, w dzień dosłownie co 10 min. Kiedy miał 3 miesiące jakby obraził się na pierś i sam odstawił, mimo że wcześniej niejednokrotnie próbowałam mu podać butlę (nie umiał / nie lubił pić z butelki, nie akceptował też smoka). Trochę odetchnęłam. Aktualnie jest na preparacie mlekozastępczym neocate. W dzień mimo że rozszerzamy dietę domaga się mleka. Nawet kiedy zje syty posiłek i tak prosi o butlę. W nocy budzi się na karmienie dokładnie co 2 godz. Próbowaliśmy różnych metod: kleiki, zastępowanie mleka wodą, rozrzedzanie mleka. To wszystko nie miało wpływu na częstość karmień, tylko przy samej wodzie krzyczy wnieboglosy więc tutaj kończyło się podaniem butelki z mlekiem. Czytałam różne fora, artykuły, słuchałam różnych rad... Jak słyszę przytul, ukołysz to chce mi się śmiać
na moim dziecku to kompletnie nie robi wrażenia, będzie krzyczał tak długo i tak głośno aż w końcu dostanie to mleko. Jesteśmy już wykończeni, przemęczeni, jestem ospała, powolona, nie nadaję się do jazdy samochodem, wczoraj przez moją opóźnioną reakcję synkowi mogła stać się krzywda... Dlatego musi się coś zmienić, bo robi się to już niebezpieczne. Syn śpi niespokojnie, od urodzenia machał rączkami i kopał nóżkami w nocy przy zamkniętych oczach (teraz już tego nie robi, ale dużo się kręci) po za tym że budzi się na karmienie często płacze przez sen. Praktycznie bezustannie trzeba przy nim być. Zaczynam myśleć że to, że zawsze jestem na jego 'zawolanie' to wcale nie jest dobre, i działa tylko na naszą niekorzyść. Nie raz słyszałam od starego pokolenia rady typu zostaw, niech popłacze, nie biegnij od razu niech pomarudzi. Pukałam się w głowę i mówiłam że to zaburza poczucie bezpieczeństwa dziecka. Ale teraz już zaczynam w to wątpić. Wiem że to drastyczne, i nie wiem czy miałabym siłę w sobie... Ale czytałam czy słyszałam kiedyś o tym żeby zostawić dziecko i nie reagować. Na pewno znajdzie się dużo przeciwniczek i proszę nie zbesztajcie mnie za to, sama uważam to za co najmniej nieodpowiedni sposób.. Ale czy ktoś tego próbował? Czy to skuteczne? Czy trzeba podejmować aż tak drastyczne środki?
Jak udało wam się oduczyć swoje dzieci nocnego karmienia? Może macie jakieś sprawdzone sposoby?
Teraz tak pomyslalam : może próbować maksymalnie ograniczać mleko w dzień, a dopiero później próbować robić coś z nocnym karmieniem?