Witajcie poweekendowo.
Dla mnie dzisiaj dopiero normalny dzień.
Imprezka udała się znakomicie. Dzieci nawet nie rozrabiały jak zwykle, tylko grzecznie się bawiły, nawet Martynię zabawiały i mamusia mogła trochę posiedzieć spokojnie przy stole i pojeśc frykasy, by "zadbać" o linię, coby za bardzo się nie skurczyła.. ;-)
Siostra radzi sobie świetnie, z noga coraz lepiej, jak za dużo nie łazi, to normalnie wstaje, gorzej jak się przeforsuje.Ale ma fajną rodzinę i dzielnie jej pomagaliśmy. Myślę, ze najgorszy ból ma za sobą.
A wczoraj ja miałam gości, bo kuzynka, która była chrzestną małego jeszcze nie była w moim domku i bardzo chciala przyjechać zobaczyć jak mieszkamy, no i nacieszyć się Martynią, bo w niedzielę na "obcym gruncie" była nieswoja. I rzeczywiście dopiero wczoraj pokazała swoje prawqdziwe oblicze.. hi hi.. Kuzynka była zachwycona. MArtynia jest naprawdę pogodnym dzieckiem, wiec śmiała się do ciotki bez przerwy prawie..
Natomiast noc z niedzieli na poniedziałek była jedną z najgorszych nocy w moim macierzyńskim życiu. Myślałam, ze ostre płacze i własną bezradność mam już za sobą, a tu niestety, wróciły.. Podejrzewam, ze to efekt różnych eksperymentów kulinarnych, tzn, imprezowego dokarmiania tym "co dziecko powinno spróbować". No i poszły schabowe, ogórki, pomidory.. niby wszystko w małych ilościach, ale brzuszek się zbuntował i w nocy miałam 3-godzinną akcję płaczowo-krzykową i nijak nie mogłam pomóc, bo nic nie chciała wziać do buźki.. Zresztą co dać takiemu dziecku? Krople żoładkowe??
Najgorszy byl jednak nie placz, nie świadomość jej cierpienia, nawet nie moja bezradnosć, tylko widok, że dziecina jest śpiąca, zmęczona, oczka jej się kleją, a tu ból przeszkadza, budzi co chwilę.. serce miałam pokrojone na malusieńkie kawałki i posolone.. Oj, bolało bardzo. W końcu po 3 godzinach walki zasnęła na moich kolanach. Siedziałam z nią jeszcze pół godziny, zeby dobrze zasnęła, uspokoiła ze szlochu i.. pospała do rana. Wstała oczywiście 3 godz. później, bo trzeba było nadrobić urwane godziny. Ale wstała zadowolona, w swietnym humorku i wyglądała jakby nic nigdy się nie wydarzyło!! Byłam przeszczęśliwa, bo bałam się, ze rano będzie ciąg dalszy. Moje zmeczenie nie miało znaczenia.
Dopiero dziś jest normalny dzień, a normalnym spaniem, pobudką itd..
Oj, napisałam elaborat i egoistycznie o sobie..mam nadzieję, że nie zanudziłam?
Pozdrawiam Was wszystkie! Zyczę miłego dnia.
Dla mnie dzisiaj dopiero normalny dzień.
Imprezka udała się znakomicie. Dzieci nawet nie rozrabiały jak zwykle, tylko grzecznie się bawiły, nawet Martynię zabawiały i mamusia mogła trochę posiedzieć spokojnie przy stole i pojeśc frykasy, by "zadbać" o linię, coby za bardzo się nie skurczyła.. ;-)
Siostra radzi sobie świetnie, z noga coraz lepiej, jak za dużo nie łazi, to normalnie wstaje, gorzej jak się przeforsuje.Ale ma fajną rodzinę i dzielnie jej pomagaliśmy. Myślę, ze najgorszy ból ma za sobą.
A wczoraj ja miałam gości, bo kuzynka, która była chrzestną małego jeszcze nie była w moim domku i bardzo chciala przyjechać zobaczyć jak mieszkamy, no i nacieszyć się Martynią, bo w niedzielę na "obcym gruncie" była nieswoja. I rzeczywiście dopiero wczoraj pokazała swoje prawqdziwe oblicze.. hi hi.. Kuzynka była zachwycona. MArtynia jest naprawdę pogodnym dzieckiem, wiec śmiała się do ciotki bez przerwy prawie..
Natomiast noc z niedzieli na poniedziałek była jedną z najgorszych nocy w moim macierzyńskim życiu. Myślałam, ze ostre płacze i własną bezradność mam już za sobą, a tu niestety, wróciły.. Podejrzewam, ze to efekt różnych eksperymentów kulinarnych, tzn, imprezowego dokarmiania tym "co dziecko powinno spróbować". No i poszły schabowe, ogórki, pomidory.. niby wszystko w małych ilościach, ale brzuszek się zbuntował i w nocy miałam 3-godzinną akcję płaczowo-krzykową i nijak nie mogłam pomóc, bo nic nie chciała wziać do buźki.. Zresztą co dać takiemu dziecku? Krople żoładkowe??
Najgorszy byl jednak nie placz, nie świadomość jej cierpienia, nawet nie moja bezradnosć, tylko widok, że dziecina jest śpiąca, zmęczona, oczka jej się kleją, a tu ból przeszkadza, budzi co chwilę.. serce miałam pokrojone na malusieńkie kawałki i posolone.. Oj, bolało bardzo. W końcu po 3 godzinach walki zasnęła na moich kolanach. Siedziałam z nią jeszcze pół godziny, zeby dobrze zasnęła, uspokoiła ze szlochu i.. pospała do rana. Wstała oczywiście 3 godz. później, bo trzeba było nadrobić urwane godziny. Ale wstała zadowolona, w swietnym humorku i wyglądała jakby nic nigdy się nie wydarzyło!! Byłam przeszczęśliwa, bo bałam się, ze rano będzie ciąg dalszy. Moje zmeczenie nie miało znaczenia.
Dopiero dziś jest normalny dzień, a normalnym spaniem, pobudką itd..
Oj, napisałam elaborat i egoistycznie o sobie..mam nadzieję, że nie zanudziłam?
Pozdrawiam Was wszystkie! Zyczę miłego dnia.