reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

1 DZIECKO PO 30-STCE

Hej

Majeczko to dobrze,ze nie trzeba insuliny - to już niewiele do konca zostało - a jak Ty odczuwasz te skurcze? bo moze ja też je mam a nie wiem? miałas KTG?

Super,ze zakupy już zrobione :-) a jaki wózeczek wybrałaś?

Moniś a Ty zdecydowałaś się na implasta? ale energiczna jesteś pod koniec - ja raczej powoli się ruszam - bo bolą mnie jedank zrosty :-(

Oluś - to dzidziuś będzie wyedukowany i dotleniony :-)

Esch - miłego wypoczynku i wracajcie w trójkę :-) :-)

Ewuś - jak sobie radzisz i jak sie czujesz ?

pozdraiwam wszystkie 30-steczki
 
reklama
witajcie.... mam nadzieje,ze tym razem w koncu mi sie uda napisac calego posta :tak::-D:-D... wlasnie sie ciut przespalysmy z moja Adriannka, pojadlysmy i moje dziecie moze pospi :-)
w czwartek 10 lipca mielismy zglosic sie z Joe do szpitala na 7h30 rano na wywolanie porodu... byl to moj 34t4d ... pojawilismy sie w szpitalu punktualnie i razem z dwoma innymi kobietami czekalam spokojnie na lekarza i wywolanie,a tej nocy yli potwornie zajeci - o 6 rano przyjeli juz 7 porodow,a zwykle tyle przyjmuja podczas calego dnia... ok 8h50 wreszcie pojawila sie pielegniarka i przypiela mnie do monitorow rejestrujacych bicie serca malej - zajelo jej dobre 20 minut znim udalo jej sie znalezc i utrzymac bicie serduszka,bo moja dziecina tak sie ruszala,ze za kazdym razem po kilku sekundach jak myslelismy,ze juz znalezlismy bicie jej serduszka to ono nam "uciekalo"... nawet pielegniarka smiala sie,ze z malej ladna akrobatka (i juz tak zostalo do konca :-))... i tak po 20-minutowym monitorowaniu jak juz udalo sie ja "zlapac" na stale przeszlismy do sali porodowej,gdzie sie przebralam w koszule i przyszedl lekarz; zbadal mnie i zaaplikowal zel -byla dokladnie 10h10... i od razu zaczely mnie brac skorcze ( tego jeszcze wtedy nie wiedzialam,ale czulam) ... ok 12-tej pozwolili nam isc do domu na obiad i kazali wrocic na 16-ta lub wczesniej jesli mi odejda wody lub bol bedzie niedozniesienia... w domu zjedlismy lekki obiad- kanapki,ja nie mialam zbytnio apetytu,ale sie zmusilam,bo wiedzialam,ze dlugo minie znim znowu bede mogla cos zjesc... no i zaczelo mnie bolec... wprawdzie bylo do wytrzymania,ale bolalo... na szczescie wpadlam na super pomysl i wlazlam pod goracy przysznic -dziewczyny jesli macie tylko mozliwosc,goracy prysznic dziala cuda na bole!!!!- i tak w ciagu tych prawie 4 godzin spedzonych w domu bylam pod prysznicem ze 3 razy,a miedzy skorczami udawalo mi sie jeszcze troche pospac... takie 15-minutowe drzemki dawaly mi energie na kolejne skorcze... o 16-tej bylismy z powrotem w szpitalu... przydzielili mi pielegniarke ( ona zostala ze mna do 19h30 pozniej kolejna juz do konca porodu),ktora opiekowala sie tylko mna - co pol godziny sprawdzala tetno malej, moje cisnienie,samopoczucie, temperature i raz na godzine poziom cukru we krwi... jak juz sie znowu zainstalowalam w pokoju,podlaczyla mnie pod aparatury, przyszedl lekarz i sprawdzil mnie... z zadowoleniem powiedzial,ze zel zadzialal wedlug planu i mialam juz rozwarcie na 3 cm - rano mialam na 1- przebil mi wody plodowe ( byly czyste) i pozwolil na znieczulenie jesli chce... mnie dwa razy nie trzeba bylo powtarzac,bo o znieczuleniu mowilam mu juz od kilku tygodni,ze na pewno je wezme :tak::-) - bo ja ide naturalnie ze wszystkimi dobrodziejstwami nowoczesnej medycyny ;-):tak::-D:-D:-D... no i pielegniarka poszla po anestezjologa... wrocila po dwoch minutach i powiedziala,ze musze poczekac pol godziny,bo jest zajety... dla mnie nie bylo problemu te pol godziny- najwazniejsze,ze wiedzialam,ze na pewno przyjdzie... poza tym bol mimo,ze juz dokazywal mi niezle -bole byly bardzo regularne i pozostawaly do 3 minut- moglam spokojnie je jeszcze wytrzymac,ale zdecydowanie podczas marzyl mi sie prysznic.... po 15 minutach pielegniarka znowu poszla sprawdzic kiedy przyjdzie i zaczela mnie przepraszac,ze to tak dlugo trwa... bylam w szoku.... w koncu sie pojawil... Joe dostal czepek na glowe i maske na buzie, pielegniarka mnie zaczela przygotowywac do znieczulenia - pomogla mi sie odpowiednio usiasc i lekarz zaczal mi zadawac pytania... spytal czy znam za i przeciw - czy chce zeby mi powiedzial- ja mu powiedzialam,ze wiem troche o ale ma zaczynac,bo bez znaczenia na ryzyko powiklan,ktore jest w sumie dosc nikle i porownywalne do porodu bez znieczuleni; i tak biore znieczulenie... musze wam jeszcze napisac,ze anestezjolog -zreszta moj gin tez tylko inny typ- byl calkiem calkiem przystojny... w dodatku podobny do mojego kuzyna ( tyko,ze moj kuzyn to przy tym lekarzu to pucynka).... no i dostalam znieczulenie ale nie zzo tylko jakies inne gdzie nie moglam chodzic i musialam lezec... cala procedura podania znieczulenia trwala bardzo krotko i zadzialalo od razu... lekarz sobie poszedl,a pielegniarka zalozyla mi cewnik... wreszcie moglam sie znow szczerze usmiechac i odpoczac... no i tak sobie lezalam i czekalam na odpowiednie rozwarcie.... co pol godziny pielegniarka przychodzila zeby sprawdzic monitory i przekrecac mnie z boku na bok - bardzo sympatyczna,wspierajaca i wyrozumiala- nawet poprawiala mi poduszke i przyniosla Joe przescieradla zeby sie mogl wygodnie usadowic w drewnianym fotelu bujanym.... po prostu sama przyjemnoscia bylo tam lezec i czekac na porod :tak::-)... co jakis czas sprawdzala tez moje rozwarcie - lekarz byl tylko kilka razy... w koncu o ok 1h10 nad ranem nagle jednorazowo spadlo tetno malej do zera i natychmiast zaczelo wracac do 120, maszyna monitorujaca zaczela alarm i od razu przybiegly 3 pielegniarki ... troche sie zdziwilam,bo juz wczesniej malej spadalo tetno,ale nigdy do zera... od razu zaczely sprawdzac wszystko i zawolaly lekarza; ten mnie sprawdzil i zasugerowal cesarke - mialam tylko 7 cm rozwarcia,ktore bylo juz jakis czas bez postepow; mala byla zdecydowanie ciagle za wysoko w dodatku w pozycji posterior ( czy cos w tym stylu,co chyba oznacza gorsze bole szczegolnie krzyza) i zaczynala byc zbyt zmeczona... powiedzial,ze cesarka bedzie bezpieczniejsza opcja - ja mu od razu odpowiedzialam,ze ma robic co uwaza za odpowiednie,bo najwazniejsze jest nasze zdrowie a nie sposob w jaki mala sie urodzi... no i o razu zaczeli mnie szykowac do cesarki... pielegniarka podgolila mi miejsce na ciecie, pokazala Joe gdzie ma przeniesc moje rzeczy,sie przebrac i czekac az go zawolaja... mnie przewiezli na sale operacyjna... cale przygotowania zajely ok 10-15 minut... znowu pojawil sie pan anestezjolog i zaaplikowal wieksza dawke znieczulenia,po ktorym zaczelam sie trzasc,ale nie jestem pewna czy to byla reakcja na lek czy emocje... przyszli moj gin i dodatkowy lekarz oraz Joe i zaczeli mnie kroic... nie czulam praktycznie nic tylko duzy nacisk na wnetrznosci... w koncu wyjeli mala i przeniesli na stolik do badania - wszystko w zasiegu mojego wzroku z tym,ze ten zasieg zdecydowanie zaslonily Joe plecy ;-):-)- Joe podszedl do malej zrobic jej zdjecie i poprosilam zeby mi ja tez pokazali... owineli ja szybciutko i pielegiarka ja do mnie przyniosla... teraz juz nie pamietam co bylo dokladnie dalej... zakonczyli operacje i przewiezli mnie do pokoju pooperacyjnego,gdzie czekali na mnie Joe i Adrianna ... pielegniarka przywiozla wage i zwazyla mala,powiedziala Joe zeby zrobil zdjecia malej na wadze z waga w kg ( bo wiedziala,ze jestesmy z Europy) i pozniej w funtach- sprawdzila raz eszcze mala,zalozyla pampersa dala koszyk z czapeczkami,zebysmy wybrali,ktora nam sie podoba i zalozyla malej... owinela ja i podala mnie do trzymania.... ja bylam tak zmeczona i spiaca,ze oczy musialam silna wola utrzymywac otwarte... Joe robil zdjecia i pielegniarka zrobila calej naszej trojce wspolne zdjecie... w koncu przewiozla mnie na oddzial poporodowy i sie pozegnala.... powiem wam,ze nie spodziewalam sie tak przyjemnego porodu... na oddziale poporodowym kolejna pielegniarka przejela opieke nade mna... juz nie pamietam dokladnie jak bylo,ale Joe zostal z nami jeszcze chwile i pojechal do domu... po przespaniu sie chwilke pielegniarka zabrala mnie do ubikacji,gdzie zmienila mi podpaske ( ktora bardziej przypominala pieluche),zalozyla "meszkowe" majtki i zaprowadzila z powrotem do lozka... i tak bylo przez reszte nocy i w ciagu dnia... kilka razy sprawdzala moje cisnienie,temperature i ogolnie samopoczucie...
 
ciag dalszy:
mala najpierw lezala obok w takim plastikowym lozeczku,ale w pewnym momencie zaczela sie krztusic slina ( a w sumie to wodami plodowymi,ktore jeszcze byly w jej plucach ) i kazalam pielegniarce,zeby i ja polozyla w lozku obok mie i tak juz do konca mojego pobytu mala spala,bo ja sie balam,ze sie zakrztusi - mimo,ze lozeczko bylo obok mojego lozka nie moglabym wystarczajaco szybko sie podniesc zeby jej pomoc... w piatek rano znowu pieegniarka zabrala mnie do lazienki obmyla i zmienila... pojawil sie lekarz i powiedzial,ze w niedziele najprawdopodobniej pozwoli mi isc do domu... pozniej przyszedl Joe a po poludniu jeszcze jego mama i siostra ( nie bede o nich pisac na razie)... czulam sie dosc dobrze,bolalo mnie tylko przy wstawaniu i nie mogla sie wyprostowac,ale pielegniarka kazala mi sie wyprostowac mimo bolu... cewnik mialam jeszcze podlaczony do soboty rano... Joe siedzial z nami do 23-ciej,pozniej kazalam mu isc do domu - mogl zostac w szpitalu,dostalby rozkladany fotl do spania... w sobote rano przyszla super pielegniarka, kazala mi isc pod prysznic,zdjela opatrunek z rany po cieciu i spytala kto robil mi cc,gdy powiedzialam nazwisko lekarza powiedziala,ze wlasnie tak myslala i jestem szczesciara,bo on swietnie zszywa i nie bedzie widac zupenie blizny... jeszcze pozniej inne pielegniarki mowily mi to samo... jak Joe przyszedl musielismy zaczac spacerowac - zaczely mi sie gromadzic gazy w brzuchu i jedynie ruch mogl mi pomoc... pierwszy spacer byl trudny,ale z kazdym krokiem coraz lepiej... i tak nam sobota spokojnie minela razem... znowu kazalam Joe isc do domu kolo 23-ciej... nad ranem w niedziele pielegniarka zabrala mala na badania -ja oczywiscie "pobieglam" za nia... najpierw zrobila jej badanie na sluch,ktorego mala niestety nie przeszla i bedzie je miala powtorzone - podobno wiele dzieci szczegolnie urodzonych przez cc nie zdje tego badania za pierwszym razem ( badanie stwierdzajace czy mala slyszy i jak); nastepnie naklula jej piete i zaczela pobierac krwe do badania genetycznego - mala tak sie darla z bolu i wyginala,a mnie serce doslownie sciskalo z bezsilnosci -ale to badanie jest obowiazkowe i bardzo wazne- nawet teraz piszac sie poplakalam na wspomnienie o nim... przy pielegniarce nie uronilam ani jednej lzy,ale jak wrocilysmy do pokoju to sobie ciut ulzylam.... rano przyszedl moj gin, sprawdzil moja rane i zapytal czy chce isc do domu... powiedzialam mu,ze jesli moge to tak i po godzinie bylysmy juz w domku :-)
rozpisalam sie niesamowicie i mam nadzieje,ze was nie zanudzilam i caly opis ma "rece i nogi" :-)...
 
Aleczku jeszcze bierzemy z Polski wode mineralna coby miec w czym zeby umyc... a pakowanie nie taka prosta sprawa.... wlasnie jedno pranie sie upralo, drugie sie pierze... trzeba jeszcze jechac klapki do wody kupic... oj duze tego - wszystko zostawilam na ostatnio chwile a ja tego tak nie lubie!!!!:wściekła/y:

jeśli mogę się wtrącić - klapeczko mogą nie wystraczyć:nerd:. ja miałąm japonki takie gumowe, tp było do d****, lepiej jakies zamkniete, bo tam plaże nei sa takie piaszczyste. ajak sie wejdzie troszke do wody, to klapki szybko się gubią:angry:
Wyniki wyszukiwania - Aukcje internetowe Allegro
ewentualnie
Wyniki wyszukiwania - Aukcje internetowe Allegro
 
Ostatnia edycja:
Ewa - pięknie- nic tylko szykuj miejsce dla mnie pod koniec sierpnia !!!!!!!! super warunki i opieka ---- ja mam czarną wizję mojego porodu ----niestety ------taki poród to chyba tylko Oluś będzie mogła sobie zafundowac w Damianie.
U nas w okolicy brak takiej placówki nawet jakby sie chciało :-)nawet znieczulenia nie można wykupić !!!:szok:
 
Ewuniu piękny opis:happy2:Jeszcze raz gratulacje!
Anusieńko ja nie liczę na jakieś rewelacyjne warunki. Szpital w którym leżałam i chcę rodzić jest przed remontem za to personel super:happy2:
 
dzień dobry:-)

Ewuś dziękujemy za relację:tak::-) super wszystko opisałaś:tak: fajny miałaś poród, wszystko tak dobrze zorganizowane i ta opieka:tak: u nas to niestety rzadkość:-( no chyba, że w prywatnym szpitalu, albo jak masz w państwowym kogoś znajomego:dry: a kiedy będziecie powtarzać to badanie słuchu? ucałuj Adriankę od ciotki:-)
Anusia w Damianie na pewno rodzić nie będę, bo musiałabym już teraz zacząć zbierać kaskę:-D a można ją przeznaczyć na coś dla Malucha:tak: chcę rodzić w szpitalu MSWiA, tam gdzie miałam robioną laparo, w następny czwartek mam wizytę u tego prof., który jest tam szefem i robił mi laparo, on też prowadzi ciąże, a przyjmuje w novum, zdecydowaliśmy że do niego będziemy chodzić:tak: a co z Twoim szpitalem?? jak z tym remontem?? już po, czy w trakcie?? co na to Twój lekarz?
Antilko personel to podstawa:tak:
Esch Słońce, Ty się nie denerwuj, usiądź sobie spokojnie, zrób kawki i od razu nastrój Ci się poprawi:tak: pranie sobie wyschnie, dopiero środa południe, jeszcze macie duuuuużo czasu:tak: butki też zdążycie kupić, wyślij chłopa niech kupi:-D o której macie wylot jutro? kurcze! nie wiedziałam, że do Egiptu trzeba brać ze sobą wodę mineralną do mycia zębów:szok: a może tam na miejscu kupicie butelkowaną?
Moniś Tobie żelki, a ja wczoraj wieczorem zjadłam frytki i sałatkę z porem, a zaraz potem wciągnęłam tubkę mleczka zagęszczonego:-D mój mąż patrzył na mnie dziwnie..:-D
Majeczko super, że dieta wystarczy:tak: ale zakupy zrobiłaś:szok::-) to wszystko jest tańsze w Polsce? i jaki wózek kupiłaś?:-)
Eluś:-)

Dzisiaj balkonowania ciąg dalszy:-) ciepło i bez słoneczka, na czytanie jak znalazł:tak:

Buźka Kobitki:-)
 
no to balkon mam z głowy:angry: na barierce siedzi olbrzymi konik polny:szok::szok::szok: ja go sama nie dotknę:no: jak go zobaczyłam spylałam do domu i wszystko pozamykałam po drodze- balkon i okno, żeby do domu nie wskoczył:szok: szlag mnie zaraz trafi:wściekła/y::angry::wściekła/y:
 
Alek masz entomofobię, czy tylko archanofobię:confused::szok:

Ewa o jak Ci dobrze, że poród wspominasz jako niezbyt ciężki ( i w tym momencie oszczędzę kobitom szczegółów moich 11-godzinnych zmagań porodowych co by ciężarówek nie przestraszyć. ;-):-) Ale-jak wiecie-żyję-więc wszystko dobrze się kończy).
I czekam na fotki Malutkiej
 
reklama
Do góry