Gabryś - a może zwykła, męska frustracja? W końcu naszym facetom też się świat do góry nogami przewrócił.
1. Nie można się spokojnie do kobiety przytulić, pomiziać, o seksie nie wspomnę (odpowiedzcie SOBIE (nie mi) szczerze - kiedy ostatnio wasz facet miał orgazm zafundowany przez Was, a nie przez redtube'a).
2. Stale jest takie małe, zaborcze, płaczące i całkowicie zależne od matki ustrojstwo, które nagle wskoczyło na pierwsze miejsce (tak to niestety wygląda, jak się patrzy z boku - w końcu facet może poczekać na obiad, albo zrobić go sobie sam, a dziecko nie, bo nie da sobie rady).
3. Do tego ta cudowna kobieta, którą miał wcześniej zmieniła się w przewrażliwionego, przemęczonego, często płaczliwego, albo agresywnego (z bezsilności) potworka.
Fajny obrazek?
Ja się staram chociaż odrobinę łagodzić ten szok u P., ale nie zawsze się da, zwłaszcza, że jednak na mnie spoczywa zdecydowana większość odpowiedzialności za Tymona i czasem mnie to przytłacza. Dlatego zdarza się, że się wydrę, rozpłaczę, zrobię pół godzinną pogadankę o tym jak mi źle i jak potrzebuję wsparcia - i jakoś się powoli zaczynamy docierać. P. pomaga przy Małym na tyle na ile może (lub w gorsze dni - zostanie zmuszony), a ja staram się nie wypaść z roli kobiety, kochanki i partnerki.
Acz idealnie i tak nie jest - ja potrzebuję więcej wsparcia, niż on jest w stanie dać, a on potrzebuje więcej kobiety, niż zostawia mu Tymek, jak już uda się go nakarmić, przewinąć, położyć itp.