Dziewczynki dziękuję za pamięć, kciukasy i ciepłe słowa. Przydały się bo stracha miałam jak ta lala
Nie taki diabeł straszny, narkoza ok, nie pamiętam jak wróciłam na salę, ocknęłam się dopiero na łóżku jak mnie przykrywali ale już mi się nie chciało spać, dobrze się czułam więc cały czas rozmawiałam z moją sąsiadką, która miała punkcję 20 minut przede mną. Ogólnie sama punkcja ok, miły personel, pomocne pielęgniarki, co 15 minut przychodziły sprawdzać tętno, zagadały, pośmiałyśmy się, było miło. Niestety jestem rozczarowana bardzo panią doktor, która robiła mi punkcję i wypis. Tzn. podczas punkcji to nie wiem co się działo, kazała tylko głośno powtórzyć nazwisko i zasnęłam ale na wypisie była masakra. Była bardzo niemiła, miałam wrażenie, że za karę tam pracuje a ja jej tylko przeszkadzam. Nie powiedziała mi ile mam komórek bo twierdziła, że jeszcze nie wie (ponad 2 godziny po punkccji), na moje pytanie kiedy się dowiem odpowiedziała pytaniem - A po co pani to wiedzieć?
Myślałam, że źle ją zrozumiałam, że jeszcze narkoza działa ale dalej swoje, że nikt nie będzie do mnie dzwonił i że nie będę na bieżąco informowana o moich zarodkach, wszystkiego dowiem się godzinę przed transferem od embriologów. Myślałam, że mnie szlak trafi, dobrze, że byłam z M bo bym ją chyba rozszarpała. Tłumaczyła o lekach a ja bałam się, że nie zapamiętam więc zamiast powiedzieć: "proszę się nie martwić, wszystko jest na rozpisce, w wypisie" lub coś w tym stylu to ona sucho - "będzie pani miała na piśmie". Na pytanie kiedy transfer odpowiedziała, że w sobotę bo w poniedziałek jest święto. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że mój doktor rozmawiał z profesorem i profesor powiedział, że sam będzie wykonywał tego dnia transfery, nie chciała mnie słuchać. Powiedziała, że personel pomocniczy pracuje na umowę zlecenie i nikt tu specjalnie dla mnie nie będzie przychodził :-( Ryczeć mi się chciało ale się powstrzymałam i wyszłam na korytarz. Na wizycie w pokoju nr 13 dowiedziałam się, że mogę sobie zażyczyć, żeby z labo do mnie zadzwonili w sprawie komórek i że transfer będę miała w poniedziałek czyli tak jak chciałam. Tak więc wszystko co powiedziała sflustrowana pani doktor mijało się z prawdą. Obym już nigdy na nią nie trafiła. Teraz to doceniam mojego doktorka ze zdwojoną siłą.
Późno już ale jakoś nie dzwonią z labo, może zadzwonią dopiero jutro. Dziewczyny z Invicty powiedzcie mi jak to było u Was? Też nic nie wiedziałyście o swoich komórkach?
Gizas super, że masz go już pod serduchem :-) A powiedz mi co to jest ten embrio gel