reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Zakupowo - wyprawkowe szaleństwo :)

Ja pracowałam w sklepie jakieś 3 lata i najbardziej mnie wkurw*** ze tak powiem... jak rodzinka (matka ojciec dzieci) w niedzielę przychodziło nie na zakupy TYLKO TAK SOBIE POCHODZIĆ I POOGLĄDAĆ! a jak się mówiło żeby kończyć zakupy bo sklep za chwile jest zamykany (gdzie my jako kasjerzy) kase trzeba zliczyć posprzątać sklep ... i TEZ CHCEMY WROCIC DO DOMU...a nie bardzo mozna było sprzatac przed zamknięciem... słyszysz tekst JESTEM KLIENTEM I JA ROBIĘ JESZCZE ZAKUPY godz. 19.55 gdzie sklep do 20 np. :/ albo baba +70 która akurat musi w niedzielę robić zakupy czemu ich nie zrobiła zrobiła sobotę?!

Albo kupowali śmietanę o godz. 16 czy 17! Albo mrożone frytki...

U mnie zadkoscia jest robienie zakupów w niedzielę tutaj nawet nie ma sklepu w nd otwartego najbliżej najbliżej Pszczynie ;)

Moja mama idzie w wigilię do pracy pracuje w sklepie który jest otwaty do godz. 19 :D
 
reklama
Młoda dokładnie to miałam na myśli. pracując w sklepie nie masz wyjścia. dostajesz grafik i bez względu na uprzejmość klienta musisz być miła.
Są bardzo różne zawody w których ludzie pracują i z święta i sylwestra. Ja tez mam taka pracę. W zeszłym roku miałam nocke w wigilię. W tym roku mąż ma. U nas np wigila zawsze dostosowana do pracujących. 2 lata temu oboje z mężem mieliśmy zmiany od 6 do 18 plus dojazd więc wigilia na 20 była. Tylko mój charakter pracy pozwala mi na to żebym wcześniej miała czas na przygotowanie. Pracując w sklepie nie masz tego czasu.
 
Ale sklepy i tak nie będą zamknięte w wigilię czy sylwestra... No i ja jestem zdania, że skoro nie robię sama wigilii to mogę być w pracy... W zeszłym roku byłam w pracy w wigilię do godz 18... W wielka sobotę do godz 19... jest jak jest i tego nie zmienimy...
 
Mój w tamtym roku też pracował w wigilię i to na 14 Ale puścili ich o 20 to wigilię jadlam o 20:40...tak jak mówisz każdy zawód jest inny w tym roku ma sylwestra nocke i też muszę przeżyć samą w domu :D

Fanti jeszcze mogę zrozumieć niedzielę handlowa taka jak jest dzisiaj... no wiadomo ze nie każdy ma czas albo jak dojechać do sklepu w tygodniu na zakupy świąteczne :)

Ja robię zakupy albo w piątek wieczorem lub w sobotę... i to często sama musze jeździć i taskac bo specyfika pracy mojego nie pozwala żeby był wiecznie w domu

A ludzie jeżdżący w niedzielę do sklepu po śmietanę czy po jakąś rzecz bo np. W poniedziałek nie będzie miala czym zuru zagęścić to mnie ręce opadają... :/
I trzeba być miłym.grzeczym uśmiechnięty... gdzie w domu czeka na Ciebie mąż dziecko a Ty musisz obsługiwać albo siedzieć w sklepie dla ludzi którzy przyjechali Na niedzielny spacer pooglądać rzeczy w sppzywczaku :D
 
Volka no wyjścia nie będę miała.
Jakoś 2 lata temu mi szef zadzwonił, że prawdopodobnie sprzedadzą mnie na roczny projekt do Lublina i czy mój mąż będzie miał problem ze zmianą pracy. XD I pzrez tydzień szukaliśmy już mieszkania a mąż roboty nowej ale się udało i projekt nie wypalił. Ale w pracy mam wiele osób, które nagle muszą całe życie zmienić bo projekt. Kolega, którego sama zatrudniłam i szkoliłam w związku z moją ciążą pojechał na projekt, na który ja miałam iść. Dzisiaj się dowiedziałam, że ma już wynajęte mieszkanie w Warszawie na rok z góry. Kamień mi z serca spadł bo bardzo chciałam ten projekt a teraz wiem, że dobrze się stało bo ani domu bym nie skoćńzyla a z dzieckiem byśmy pewnie kolejne 2 lata zwlekali.
Także dziewczyny mnie trochę dziwią takie wynurzenia wszystkich naokoło jak to pracy nigdzie nie ma a się okazuję, że każdy by chciał pracować ale na swoich warunkach i kiedy mu się chce.
A to, że ktoś przyjeżdża pochodzić sobie po sklepie to jego prawo. Może pracuję na platformie wiertniczej albo jest marynarzem i nie widzi rodziny miesiącami?

Mało tego nie wiem czy wiecie ale delegacja to nie jest żadna kasa dodatkowa. Zagraniczne może tak, ale w Polsce ja wstawałam o 3 w nocy żeby być na 5 la lotnisku. O 9 rano byłam u klienta a wracałam do Krakowa o 1 w nocy i następny dzień o 8 muszę być w biurze. Kasa taka sama mimo tego że na nogach 3 razy dłużej. Bywały tygodnie gdzie z Krakowa leciałam do Poznania rano, wieczorem z Poznania leciałam do Warzszawy a 3 dnia pociągiem do Lublina. Końcówki projektów to kilka dni wyciętych z życiworysu gdzie o 4 nad ranem szukaliśmy jedzenia gdziekolwiek wychodząc z biura a o 8 trzeba było być z nowu bo klient płaci i wymaga. Kontakt z mężem to był skayp. W weekend odsypaiłam tydzień.
i wcale nie narzekam tylko myślę zawsze o tym - ale się kurde dużo nauczę nowych rzeczy i że mi się to przyda.
Musicie mi wybaczyć ale uważam, że nic strasznego nie ma w tym że ktoś na kasie poczeka 15 minut - taka praca.
 
Wiecie ja to trochę nie rozumiem takiego podejścia.
Zaczynałam pierwszą parcę za najniższą krajową. Wyżebrałam to stanowisko mówiąc, że nie potrzebuję snu i wkuwając 400 stron A4 w 3 dni świąt wielkanocnych między jednym a drugim etapem rekrutacji.
Jak się okazało, że będzie potzrebny programista do nadzorowania inwentaryzacji w 30 fabrykach w Polsce to błagałam szefa żeby dostać to zadanie. Dzięki temu rok przez ostatni i 2 pierwsze dni miesiąca w ogóle nie spałam i pracowałam. Zero możliwościowi urlopu wtedy itp. Oczywiście za darmo. Ale iilee się nauczyłam to szok i na dodatek znali mnie ludzie z całej polski i dzwonili do mnie później z wieloma problemami czym zaimponowałam szefom.
nie rozumiem trochę podejścia ludzi. Praca pracą jasne ale tam spędzamy jednak dużą część życia i warto chyba być z niej dumnym i cieszyć się z etgo co się robi.
 
Cocosh punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.. Ty może nie dostaniesz dodatkowej kasy za delegację ale zarabiasz na tyle dużo że stać Cię na dom i wyposażenie.
Pani na kasie nie dostanie nic za to 15 minut dłużej ale wypłatę jak dostanie 1500 to sukces i wiecznie jest straszona zwolnieniem.
Pracuję w państwowej firmie, i powiem Ci, że nie cierpię jak ludzie narzekają na swoją pracę. Wcześniej pracowałam w różnych miejscach ale pracując w Leroy Merlin dostałam taką szkołę życia, że złego słowa na swoją firmę nie powiem. Pierwsze dni w pracy dziwiłam się, że nikt mnie nie sprawdza, nikt nie patrzy co robię, nie kontroluje każdej minuty życia a na szkoleniu sam szef mi każe jechać do domu.
Jak w pierwszy dzień po podpisaniu papierologii wszelakiej kazano mi jechać do swojej sekcji a dojazd ok 10 km i pociąg miałam dopiero za godzinę to stanęłam na środku chodnika wzięłam do ręki tel i zadzwoniłam do męża i mówię, że ja jestem w pracy.. on - no przecież wiem,
Ale ja jestem w pracy a stoję na chodniku
on- no ok ale co w tym dziwnego?
Tak miałam wyprany mózg.. :/

A w LM każdy krok był rozliczany, nie możesz za długo być kilku metrów od swojego działu itd..
Praca jest owszem ale nie zawsze za takie pieniądze jakbyśmy chcieli.
Mnie analityka bardzo interesuje, zawsze mi się podobała bakteriologia ale praca za najniższą krajową.. i wieczne wizje zwolnienia.. niestety to nie dla mnie..
 
Ja uważam, że każdy jest kowalem swojego losu... i każdy ma taką pracę jaką chce mieć... nie chce mi się stać w aptece i pytać: co podać polopiryne czy aspiryne... dlatego poszłam na psychologię... z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie często nie będzie mnie wieczorami ale będę miała z tego inne pieniądze... coś za coś... mój M też może iść do pracy za 2 tys miesięcznie i na 8 godzin dziennie i mieć wszystko gdzieś... ale wybraliśmy inne życie i musimy ponosić tego konsekwencje...
 
Isia to nie jest tak do końca jak mówisz.. każdy niby jest kowalem swojego losu ale na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Studiowałam analitykę bo bardzo mi się to podobało, interesowało mnie, chciałam pomagać ludziom. Ale jaki ja mam wpływ na to, że tak się technologia idzie do przodu i maszyny wypierają ludzi? Że kiedyś w szpitalu jak pracowałam do zrobienia morfologii w jeden dzień potrzeba było 3-5 analityków a teraz jednego?
Jaki ja mam wpływ na to ile zarabia analityk? ŻADNEGO!
Poszłam do pracy do prywatnego lab żeby więcej zarabiać.. i co.. okazało się, że na nieco tylko większe pieniądze byłam nie tylko analitykiem ale i sprzątaczką, osobą do fugowania kafelek, kobietą od zakupów prywatnych do domu właścicielki i niewolnicą wobec której właścicielka miała swoje pralny..
Wróciłam do innego lab, mniejsze pieniądze ale praca normalna.. a guzik.. też wieczne straszenie zwolnieniem i wymóg kształcenia się dalszego.. zrobiłam co chcieli.. zrobiłam drugi zupełnie inny kierunek.. i usłyszłam, że bardziej opłaca się im kupić "kombajn" do badań niż mieć 5 analityków na etacie.. 2 wystarczy.
 
reklama
Fanti a jako przedstawiciel medyczny nie chcesz iść? Zawsze zarobki są trochę większe... a ofert jest pelno- wiem bo sama je przeglądam non stop. Tak jak kiedyś pisałam moja mama jest kierownikiem lab hematolog. i tam ciągle kogoś potrzebują do pracy bo fakt że są maszyny ale ludzie idą na zwolnienienia, zachodzą w ciążę i jest pełno papierów do robienia :/ pewnie to zależy też od miasta i szpitala...
 
Do góry