Ja.tu.tylko.na.chwilę
Początkująca w BB
- Dołączył(a)
- 16 Maj 2021
- Postów
- 20
Cześć wszystkim,
Postanowiłam napisać na forum, ponieważ po prostu potrzebuję się wygadać i wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które kumulują się we mnie od kilku tygodni.
Rodzina męża od zawsze jest specyficzna. Mąż jest najstarszym dzieckiem a teściowie ewidentnie faworyzują swoje młodsze córki (swoją drogą cała trójka jest już w okolicach 30). Od czasu kiedy starsza z nich urodziła, młody rozpieszczany był do granic możliwości. Trzeba było chodzić na palcach bo inaczej wpadała do pokoju i darła się na wszystkich (dosłownie), że za głośno rozmawiają a ona usypia małego. Na wyjeździe odstawiła szopkę, że łóżko trzeszczy, wszyscy są za głośno, ma najgorszy pokój i w ogóle zaraz się zabierze i wróci do domu. Młody pod choinkę dostaje wszystko o czym wspomni, że mu się marzy, prezentów jest tak dużo że nie otwiera wszystkich bo mu się to nudzi. Przedszkole będą zmieniać, bo Pani nie poprawiła mu spodenek i na jakimś zdjęciu są krzywo założone a mimo, że
dziecko jest już duże nadal wkłada wszystko do buzi a rodzice śpią z włączoną nianią. Mogłabym tak jeszcze wypisywać, ale naprawdę nie o to mi się rozchodzi. Żeby nie było wątpliwości, to ich dziecko i wychowują je tak jak chcą a mi nic do tego. Mam do nich szacunek, więc nigdy nic nie mówiłam, nigdy nie komentowałam i nie zamierzam.
4 miesiące temu urodziłam córkę, prawie wcześniaka. Mamy swoje problemy, chodzimy na rehabilitację i podczas czynności takich jak karmienie czy przewijanie mamy jej ograniczyć do minimum wszelkie bodźce. Młody bardzo cieszył się na swoją kuzynkę. Trzeba go pilnować, bo potrafi machać przy niej nogami i skakać za głową, ale to tylko dziecko, trudno od niego oczekiwać niewiadomo czego. Na ostatniej imprezie rodzinnej, którą poprzedzał tydzień niespania, niefortunnie powiedzieliśmy, że dziecko nie chce spać przez całą dobę i jesteśmy dosłownie jak zombie (usypianie trwało 1,5 godziny, spanie 15 minut i potem uspokajnanie kolejne 1,5 godziny, i tak całą dobę..). Wtedy zaczął się wysyp "dobrych rad" na zasadzie na pewno nie robicie tego a to robicie źle i że jak śpi 15 minut to super.. byłam zmęczona, trzy miesiące po porodzie, z kolanami bolącymi tak bardzo, że ten ból budzi mnie w nocy. Miałam ochotę wrócić do domu ale zagryzłam zęby i zostałam. Przyszła pora karmienia, poszłam do drugiego pokoju, młody oczywiście za nami. Skakał po łóżku, prosiłam żeby tego nie robił, nagle on musi oglądać bajkę.. prosiłam go żeby wrócił do gości a my przyjdziemy jak mała zje. Wyszedł, zapytał mamy czy może siedzieć ze mną a że się zgodzIła to wrócił. No trudno.
Następnie był chrzest naszej córki. Chcieliśmy zrobić przyjęcie w restauracji, ale wiadomo jaka jest sytuacja - knajpy zamknięte, moja babcia ma lęki związane z wyjściem do ludzi, w naszym mieszkaniu zmieściliby się tylko rodzice a nie chcieliśmy nikogo stawiać w niekomfortowej sytuacji więc poinformowaliśmy wszystkich że będzie tylko ceremonia w kościele. Teściowa zadowolona nie była i jako jedyna wprost okazała brak zrozumienia w tym temacie. Przy prośbie żeby po mszy poczekać i nie uciekać od razu do domu, bo fotograf będzie nam robił wspólne zdjęcia i mamy dla każdego mały upominek stwierdziła, że nikt nie będzie czekał na żadne zdjęcia jak mu będzie zimno. Niestety dla niej było wtedy ponad 20 stopni i pełne słońce Natomiast siostra męża pojawiła się na chrzcie sama z synem bez żadnego tłumaczenia gdzie jest jej druga połowa a gdy zaczęliśmy dopytywać stwierdziła, że jest pora obiadowa i został w domu gotować obiad. Poczułam się jakby ktoś mi dał w twarz. Nie chciałam iść na kolejną imprezę rodzinną, ale mąż mnie poprosił, poszliśmy wszyscy. Na początku siostry męża nie było, byliśmy u nich w mieszkaniu więc mąż bawił się z jej synem a ja poszłam przebrać małą. M. złapał młodego do góry nogami i zaniósł go na łóżko, jemu oczywiście się spodobało i chciał jeszcze ale mąż stwierdził, że to nie jest zbyt bezpieczne i wystarczy. Było zabawnie. Wszyscy dotarli na miejsce. Młoda zaczęła się bardzo denerwować, była śpiąca więc poszłam z nią do drugiego pokoju ją usypiać. I tu zaczęła się jazda. Młody jak zawsze musiał z nami, w końcu teściowa poprosiła go żeby nie latał i dał małej pospać (jak byliśmy kiedyś u nich tak jej latał i skakał po łóżku na którym spała, że obudziła się po 15 min..). Mój mąż zażartował, że zaraz go "dorwie i znowu rzuci na łóżko" i wtedy wkroczyła matka wariatka. Nie wiedziała o co chodzi ale po co zapytać, lepiej od razu zacząć się drzeć, że zaraz ona jego rzuci a młody może sobie chodzić gdzie chce i kiedy chce. Mąż nie wytrzymał i też się wydarł, że skoro nie wie o co chodzi to niech się nie wydziera i że jak młody był taki mały to darła się na wszystkich że za głośno rozmawiają. Ona oczywiście stwierdziła, że krzyczała TYLKO w nocy a cała reszta towarzystwa zaczęła ich uspokajać. Ja mam już po dziurki w nosie i czuję w kościach, że teściowa jeszcze zacznie umoralniać mojego męża jak to się okropnie zachował.
Może za bardzo biorę wszystko do siebie, ale wszystkiego nie da się i tak zawrzeć w jednym poście. Nierówne traktowanie dzieci mogę znieść ale braku szacunku już nie.
Postanowiłam napisać na forum, ponieważ po prostu potrzebuję się wygadać i wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które kumulują się we mnie od kilku tygodni.
Rodzina męża od zawsze jest specyficzna. Mąż jest najstarszym dzieckiem a teściowie ewidentnie faworyzują swoje młodsze córki (swoją drogą cała trójka jest już w okolicach 30). Od czasu kiedy starsza z nich urodziła, młody rozpieszczany był do granic możliwości. Trzeba było chodzić na palcach bo inaczej wpadała do pokoju i darła się na wszystkich (dosłownie), że za głośno rozmawiają a ona usypia małego. Na wyjeździe odstawiła szopkę, że łóżko trzeszczy, wszyscy są za głośno, ma najgorszy pokój i w ogóle zaraz się zabierze i wróci do domu. Młody pod choinkę dostaje wszystko o czym wspomni, że mu się marzy, prezentów jest tak dużo że nie otwiera wszystkich bo mu się to nudzi. Przedszkole będą zmieniać, bo Pani nie poprawiła mu spodenek i na jakimś zdjęciu są krzywo założone a mimo, że
dziecko jest już duże nadal wkłada wszystko do buzi a rodzice śpią z włączoną nianią. Mogłabym tak jeszcze wypisywać, ale naprawdę nie o to mi się rozchodzi. Żeby nie było wątpliwości, to ich dziecko i wychowują je tak jak chcą a mi nic do tego. Mam do nich szacunek, więc nigdy nic nie mówiłam, nigdy nie komentowałam i nie zamierzam.
4 miesiące temu urodziłam córkę, prawie wcześniaka. Mamy swoje problemy, chodzimy na rehabilitację i podczas czynności takich jak karmienie czy przewijanie mamy jej ograniczyć do minimum wszelkie bodźce. Młody bardzo cieszył się na swoją kuzynkę. Trzeba go pilnować, bo potrafi machać przy niej nogami i skakać za głową, ale to tylko dziecko, trudno od niego oczekiwać niewiadomo czego. Na ostatniej imprezie rodzinnej, którą poprzedzał tydzień niespania, niefortunnie powiedzieliśmy, że dziecko nie chce spać przez całą dobę i jesteśmy dosłownie jak zombie (usypianie trwało 1,5 godziny, spanie 15 minut i potem uspokajnanie kolejne 1,5 godziny, i tak całą dobę..). Wtedy zaczął się wysyp "dobrych rad" na zasadzie na pewno nie robicie tego a to robicie źle i że jak śpi 15 minut to super.. byłam zmęczona, trzy miesiące po porodzie, z kolanami bolącymi tak bardzo, że ten ból budzi mnie w nocy. Miałam ochotę wrócić do domu ale zagryzłam zęby i zostałam. Przyszła pora karmienia, poszłam do drugiego pokoju, młody oczywiście za nami. Skakał po łóżku, prosiłam żeby tego nie robił, nagle on musi oglądać bajkę.. prosiłam go żeby wrócił do gości a my przyjdziemy jak mała zje. Wyszedł, zapytał mamy czy może siedzieć ze mną a że się zgodzIła to wrócił. No trudno.
Następnie był chrzest naszej córki. Chcieliśmy zrobić przyjęcie w restauracji, ale wiadomo jaka jest sytuacja - knajpy zamknięte, moja babcia ma lęki związane z wyjściem do ludzi, w naszym mieszkaniu zmieściliby się tylko rodzice a nie chcieliśmy nikogo stawiać w niekomfortowej sytuacji więc poinformowaliśmy wszystkich że będzie tylko ceremonia w kościele. Teściowa zadowolona nie była i jako jedyna wprost okazała brak zrozumienia w tym temacie. Przy prośbie żeby po mszy poczekać i nie uciekać od razu do domu, bo fotograf będzie nam robił wspólne zdjęcia i mamy dla każdego mały upominek stwierdziła, że nikt nie będzie czekał na żadne zdjęcia jak mu będzie zimno. Niestety dla niej było wtedy ponad 20 stopni i pełne słońce Natomiast siostra męża pojawiła się na chrzcie sama z synem bez żadnego tłumaczenia gdzie jest jej druga połowa a gdy zaczęliśmy dopytywać stwierdziła, że jest pora obiadowa i został w domu gotować obiad. Poczułam się jakby ktoś mi dał w twarz. Nie chciałam iść na kolejną imprezę rodzinną, ale mąż mnie poprosił, poszliśmy wszyscy. Na początku siostry męża nie było, byliśmy u nich w mieszkaniu więc mąż bawił się z jej synem a ja poszłam przebrać małą. M. złapał młodego do góry nogami i zaniósł go na łóżko, jemu oczywiście się spodobało i chciał jeszcze ale mąż stwierdził, że to nie jest zbyt bezpieczne i wystarczy. Było zabawnie. Wszyscy dotarli na miejsce. Młoda zaczęła się bardzo denerwować, była śpiąca więc poszłam z nią do drugiego pokoju ją usypiać. I tu zaczęła się jazda. Młody jak zawsze musiał z nami, w końcu teściowa poprosiła go żeby nie latał i dał małej pospać (jak byliśmy kiedyś u nich tak jej latał i skakał po łóżku na którym spała, że obudziła się po 15 min..). Mój mąż zażartował, że zaraz go "dorwie i znowu rzuci na łóżko" i wtedy wkroczyła matka wariatka. Nie wiedziała o co chodzi ale po co zapytać, lepiej od razu zacząć się drzeć, że zaraz ona jego rzuci a młody może sobie chodzić gdzie chce i kiedy chce. Mąż nie wytrzymał i też się wydarł, że skoro nie wie o co chodzi to niech się nie wydziera i że jak młody był taki mały to darła się na wszystkich że za głośno rozmawiają. Ona oczywiście stwierdziła, że krzyczała TYLKO w nocy a cała reszta towarzystwa zaczęła ich uspokajać. Ja mam już po dziurki w nosie i czuję w kościach, że teściowa jeszcze zacznie umoralniać mojego męża jak to się okropnie zachował.
Może za bardzo biorę wszystko do siebie, ale wszystkiego nie da się i tak zawrzeć w jednym poście. Nierówne traktowanie dzieci mogę znieść ale braku szacunku już nie.