Moge sobie tylko wyobrazić męską bezradność w takim momencie.
Ja nie będe sie stresować, nie ma czego Jak się zacznie to co.. nic. Jedziemy rodzic, byle szybko i mam takie pobozne życzenie - chciałabym zjeść coś przed wyjazdem i mam nadzieję, że niczego nie zapomnę.. Hmm.
Nastawienie super, oby się sprawdziło. Tego życzę
A czy będziesz myślała o jedzeniu, hmmm
Ja niestety obydwie ciąże przenosiłam i miałam indukcję. U Oli podejść było ze 4 chyba. Oksytocyna w kroplówce, maść z prostaglandynami i d***a. Taka oporna skubana była. Aż w końcu w Boże Ciało przed g. 24.00 wody odeszły, a o 9.00 rano urodziłam.
U Ali poszło za pierwszym razem, równo 2 tyg po terminie. Przebili pęcherz, podali oksy w kropłówce i po niespelna 4 godzinach mała była na świecie.
Ale opieka i położna o wiele lepsza. No i nie noc, tylko dzień, czyli lekarz nie "wypoczywa" w pokoju lekarskim, a położna nie jedna "przytomna", tylko kilka.
U Oli dopiero po zmianie, czyli nad ranem, kiedy zeszło się więcej personelu, było lepiej. Nawet mój prowadzący zaczął dyżur i różnica była wielka w porównaniu z "samotną" nocą. Byłam ja i MM oraz prysznic i piłka.