Witajcie, kobitki kochane!
U mnie noc taka sobie, często budził mnie ból bioder i ud, co chwilę musiałam zmieniać bok, co jak każda z was wie, nie jest ani proste ani przyjemne
. Tymek sporo fikał w nocy, co też nie ułatwiało spokojnej drzemki. Rano przyszła mama po Kubę i została na kawkę do 10:00, a mnie w tym czasie złapały ze trzy okropne skurcze, aż mnie zgięło w pół. Myślałam, że coś się zaczęło, ale niestety przeszło.
Igasia - nie ma sprawy, byle się przydały i żebyś coś tam ciekawego wynalazła dla siebie
.
Tygrysku - eh, tak to jest z tymi facetami, że jak ich najbardziej potrzeba, to się zaszywają gdzieś, że ani widu ani słychu. Szkoda, że oni nie kumają takich rzeczy, jak potrzeba bliskości, wsparcia, po prostu "głupiego" bycia przy nas. Tym bardziej, że po porodzie hormonki szaleją i potrzebujemy tego wszystkiego bardziej niż zwykle. Oni myślą, że po porodzie najtrudniejsze już za nami...
Qurcze, Tygrysku, nie daj się baby blues'owi. Wiem, że łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Ja po urodzeniu Kuby tylko dzięki mojej przyjaciółce i mężowi nie wpadłam w poważną depresję... Wiem, że byłam na skraju... Może twój B. przetrawi jakoś to wszystko i "zaskoczy". Grunt, że próbujecie rozmawiać. To ważne, żeby rozumiał, że jesteście równorzędnymi partnerami i że musicie się wzajemnie wspierać.
Harsh - ja kiedyś miałam okazję i wydrukowałam sobie za friko w pracy, he he. Ale gdzieś cały wydruk podziałam i teraz też mi została wersja elektroniczna. Na razie czytam "Język Dwulatka", bo mam w formie książkowej. Może potem też sobie fundnę pierwszą część.
Etka - jeszcze raz serdeczne gratulacje. Wracaj do formy i niech maluszek zdrowo się chowa. Mam nadzieję, że wszystko się szybko zagoi. A mówi się, że drugi poród łatwiejszy... Znowu zaczynam się bać...
Aina - he he, dobre. Ja też mam zamiar zabrać "Język Dwulatka" na porodówkę, o ile nie skończę do tego czasu czytać (a mam wrażenie, że przeczytam i to ze dwa razy). Pewnie też wzbudzę ogólne zainteresowanie. Jak rodziłam Kubę to dopóki mogłam czytałam na porodówce "Kod Leonarda Da Vinci" i wdałam się z jednym lekarzem w dyskusję na temat templariuszy, Kościoła etc. Było zabawnie:-):-):-), bo przynajmniej mieliśmy podobne zdanie co do instytucji kościelnej.
Nuśka - narobiłaś mi smaka na tego fryzjera. Chyba się dzisiaj też wybiorę, trochę podciąć owłosienie.
AsiaKC - no, niestety, nie za wiele mamy w tej kwestii do gadania. Pozostaje pobożne życzenie
. I nadzieja. A co do porodówek, to sama się zastanawiam, jak tam u nas. Ponoć od września miał zacząć się sajgon. W poniedziałek będę na wizycie, to się podpytam doktorka.
Blimka - szkoda, że nic ciekawego się nie dowiedziałaś. Ja też czekam na wizytę jak na zbawienie (choć miałam nadzieję, że do niej nie dojdzie, bo zdążę urodzić), a obawiam się, że i tak nic konkretnego nie usłyszę. Pewnie okaże się, że szyjka zatrzymała się na 1,5 cm i się nie rozwiera i nie wygląda na to, żeby miała taki zamiar w najbliższej przyszłości. Pewnie dzidziuś okaże się mały i nadziei na cesarskie cięcie też nie będzie... Eh, zaczynam się już powoli niecierpliwić. A wiem, że im bardziej chcę, tym bardziej sobie poczekam.
Bedismall - jak ostatnio sobie poczytałam o "przymuszaniu" organizmu do szybszego porodu domowymi sposobami, to mi trochę przeszła ochota na te wszystkie zabiegi. Wyszło na to, że skoro dzidziuś nie chce się sam urodzić, to widocznie nie jest jeszcze do tego gotowy. Albo on albo nasz organizm. Mój brzuch jest jeszcze wysoko. Gdybym jakimś cudem spowodowała szybszy poród, to być może skończyłoby się podobnie jak za pierwszym razem, kiedy Kubuś nie wstawił się do kanału rodnego i po prostu nie byłam w stanie go wyprzeć. Chyba jednak pozostawię sprawę sygnału do porodu naturze. Poczekam. Byleby Tymek urodził się zdrowy i żebym ja nie musiała za bardzo cierpieć.
Inez - no właśnie, niby wszystko wskazuje, że poród tuż tuż, a to trwa i trwa i nic.
Uleeczka - zgadzam się z tobą w 100%. Jakby ktoś rzucił na nas urok, he he!