Witam!
Minie trochę czasu zanim przejdę zaległe strony, ale muszę się Wam wyżalić.
Wczoraj cały dzień prawie przepłakałam, a dziś chodzę wściekła.
Wczoraj mój szef wyprowadził mnie z równowagi. Wziął mnie na "rozmowę", podczas której usłyszałam, że jestem teraz dla niego
obciążeniem finansowym, bo i tak prędzej czy później pójdę na L4 i na macierzyńskie, więc nie będzie mnie w " najgorętszym okresie" a on za ten czas musi sobie kogoś poszukać na moje miejsce.
Więc najlepiej by było (DLA NIEGO) żebym udała się na L4 jak najszybciej, a przecież i tak ZUS będzie mi płacił, a jego by to "odciążyło".
Dziewczyny , mnie zatkało. Najpierw powiedziałam, że nie wiem czy mój lekarz da mi zwolnienie do końca ciąży, bo nie mam generalnie żadnych przeciwwskazań do pracy a poza tym czuję się dobrze. A on mi na to, że skoro Pani Ela (pracownica która obecnie też jest w ciąży ale na L4 od samego początku) może mieć L4 to zapewne ja też. Na to ja, że mamy różnych lekarzy. Na co mój szef "To proszę zmienić lekarza"
Na co ja "Nie ma takiej opcji"
Później zaczął coś jeszcze mówić, ale go już nie słuchałam.I teraz ciężko przytoczyć mi tamte szczegóły, ale pamiętam że na koniec powiedziałam że jest nie fer. Napisałam podanie o urlop od dziś na tydzień, bo akurat za tydzień mam mieć wizytę.
Jestem w szoku jakim (....) okazał się mój szef. Po prawie 6 latach pracy takie coś....
.
Teraz to nie wiem co będzie jeśli lekarz faktycznie nie będzie chciał dać mi L4 ...nie wyobrażam sobie pójść jakby nigdy nic do tej pracy.