Dziewczyny, dawno się tu nie odzywałam. Pół roku temu wykryto u mnie CIN1. Pobrano mi wycinki, które potwierdziły wynik cytologiczny. Jakieś dwa miesiące temu wróciłam do swojej byłej ginekolog (przez ostatnie pół roku przerobiłam ich 4 albo 5). To lekarz, która wciąż się szkoli. Wypisała mi Heviran, który brałam tydzień oraz mówiła żebym brała groprinosin. Oczywiście swoje też mnie nastraszyła. 2 miesiące temu mówiła, że szyjka nie jest zbyt piękna. Mówiła już mi o ucinaniu szyjki oraz tym, że mogę mieć raka, jeśli się zaniedbam (oczywiście ja to przekręciłam w swoją stronę). Nie wiem co mi pomoglo i czy to co pisałam w ogóle, ale dzisiaj odebrałam wynik cytologiczny, w którym napisano, że nie stwierdza się srodnablonkowej neoplazji ani raka! Przez ostatnie pół roku chodziłam regularnie na siłownię, brałam też dzień w dzień witaminy C, b complex, D, A+E, cynk, tran… Wszystko co możliwe. Jestem taka szczęśliwa, bo byłam pewna, że albo to się posunie albo będę stała w miejscu. Jestem też osobą wierzącą, więc w to też wierzę. Dziewczyny.. Wiecie same co się przeżywa w tym trudnym czasie, ale chciałam Was też pocieszyć. Moja sytuacja też nie była łatwa, bo jestem osobą młodą (26 lat), bez dzieci. Wolałam nie poddawać się żadnemu zabiegowi a tu o.. Ten wirus jest dziwny, bo aż mi się wierzyć nie chce, że to się od tak cofnęło.. Jakiś cud..