Troszkę o Weronice
Nogi bose, a jak nie bose to w skarpetach, nie zawsze antyposlizgowych, jak zjechała dwa razy, tak teraz lepiej trzyma równowagę, wie, że może być bęc.
Płacz przez sen - zdarza się, odreagowuje ewidentnie to co się działo za dnia.
Reakcja na upał - jak nie jest w słońcu to reaguje bardzo dobrze, gdy słoneczko troszkę na móżdżek popada jest marudna, więc cieszymy się, że ogród mamy z takiej strony domu, że jest przyjemnie, jest słońce, ale drzewa owocowe dają mnóstwo cienia, jest basen, jest wąż ogrodowy, dajemy radę, w domu nie siedzimy.
Spanie w dzień - masakra, toż to drzemki są, a nie spanie w te upały. Najlepiej mi śpi w piwnicy, do 2h. Ale tam chłód.
Robactwo - no cóż komary kochają Weronikę, więc psikamy się, smarujemy bazylią i wanilią.
Pogoda - były upały, wczoraj chłodniej ciut, dzisiaj ulewa, za oknem ściana deszczu.
Widzę plusy, dziecko pobędzie troszkę w domu, co by się nie zapomniało gdzie mieszka, nie będzie trzeba podlewać trawników, warzyw, krzewów, drzew i w ogóle, ziemia odżyje, robactwo osiądzie, pyłki osiądą, więcej plusów nie widzę, mam nadzieję, że słoneczko powróci, bo pranie mi dzisiaj już w domu wisi zamiast w ogrodzie.
Puszczanie się - tak tak na coraz większych odległościach typu fotel-kanapa, kanapa-stół, te przerwy robią się coraz większe miedzy start a meta.
Z łóżka hyc - moja nauka schodzenia z łóżka nie poszła na marne, w końcu Weronika zakumała, że najpierw idą nogi, potem łeb, także nie mam już obaw pozostawienia jej na łóżku, aczkolwiek gdzieś tam jeszcze przypatruję się i przypomnieć muszę słowami "Weronika jak się schodzi?" albo "Weronika najpierw nóżki schodzą."
Mama podaj - tia weszliśmy w ten etap, chyba najmniej przeze mnie lubiany, kiedy to dziecko zrzuca, matka podnosi, dodam, że w nieskończoność. Zawsze to ja tą zabawę kończę, bo Weronice umiaru brak.
Proszę, dziękuję - zabawka w dłoń i Weronika podaje mi zabawkę, na co ja, że "dziękuję", po czym oddaję jej zabawkę i mówię "proszę" - też tak można w nieskończoność, do tego jak nie daj bosze z mojej strony nie będzie reakcji to Weronika mi pokazuje co powinnam zrobić, jest cudowna w tym swoim nieporadnym dziecinnym migowym tłumaczeniu, czasem do tego zaczyna dyskutować.
Picie - pijemy z butelki normalnej ze sklepu z dzióbkiem, w ten sposób ładnie mi pije wodę, z doidy cup też wodę wypije, a z butelki ze smoczkiem nie, tylko sok, więc butelka poszła do kartona.
Jedzenie - hip hip hurra, wczoraj po raz pierwszy padł nam słoik 190g jednorazowo. I w sumie jeszcze nie wiem czy nastał czas lepszego jedzenia czegoś innego niż mleko czy ją tak przygłodziłam, że zjadła i chciała jeszcze. Chyba to drugie, ale mam też nadzieję, że i pierwsze troszkę.
Nocnik - kurczę tak mi żal jej dupala w te upały w tej pieluszce, że silnie postanowiłam, że dzisiaj udam się do pawlacza po nocnik i po ogrodzie będzie latać w gatkach i będziemy próbować z sikaniem i sraniem, o ile z tym drugim jest łatwiej, bo widać, że coś się będzie dziać.
Kąpiel w jeziorze - zaliczona, woda w ogóle nie straszna, ba zabawa na całego, pływanie w pontonie boskie, szczególnie z łapkami na zewnątrz, raczkowanie po płyciźnie również, trzeba uważać, bo w głąb idzie jak czołg. Nurka (w sensie przyłożyła twarz do wody, głowa nie była zamoczona cała) zaliczyliśmy również, myślę, że będzie płacz, a tu radocha i chciała więcej. Mnóstwo radości było również gdy do rączki brała piach, otwierała rączkę, a woda ten piach wypłukiwała, było widać jak styki w główce pracują - co jest grane?
Ząbki mamy 2 - jedynki dolne, a w sumie to póki co jeszcze 3/4 i 1/4
Ale uwierzcie mi, że też dzięki tym dwóm zębom jedzenie lepiej jej idzie.
Koniec opowieści, ciekawe kto tu dotrze by poczytać.