Czarna76, Ewitka - chyba to chciałam usłyszeć, że nie tyle wiek, co same dzieci decydują czy będą się kochać, czy się pozabijają z tej miłości
Zjola - dziękować i wzajemnie, a ja Tobie życzę indywidualnie - brzusia po prostu!
Procedury…
mamo muszą zostać zachowane!
A o co chodzi konkretniej? O przyzwyczajenia, o które tak walczyłam, o to by Ada wiedziała, że np. po kąpieli jest mycie ząbków, potem spanie. Tak by wiedziała co Ją może czekać za chwilę, by czuła się bezpiecznie. Teraz jest łatwiej bo za czynami idą też słowa, słowa, które nie tyle co rozumie, co potrafi kiwnąć głową na „tak”, że zgadza się ze mną. No i 2 w nocy, tak tak, w nocy, przebudziła się nie wiedzieć czemu.
Pokręciła się po łóżku, widać, że próbowała zasnąć, ale kompletnie nie mogła znaleźć sobie miejsca i pozycji. Przysypiała na 20 minut i od nowa. O 4 stwierdziła, że coś by wypiła i pokazała paluszkiem butelkę i potem paluszek poszedł na drzwi. No ok., niech będzie, co prawda odzwyczajam Ją od jedzenia/picia nocnego z sukcesem, ale raz nie zawsze, zawsze nie wciąż.
Idziemy, siada na stole, ja szykuję picie. Uszykowane. Daję Jej butelkę w łapkę, a Ona kiwa głową „nie nie mama”, najpierw Ada na łapki mamy, potem dopiero butelka w łapki Ady i idziemy. Kolejność musi być zachowana.
Śnieg…
ha! Wczoraj w Wielkopolsce nas zasypało. Po powrocie z pracy, obiad, chwila odpoczynku i idziemy na spacer do śniegu. Sanki z piwnicy babci wyciągnięte, trzeba poszaleć. Najpierw idzie po nogach, wzięłam też łopatę do piachu z taką długą rączką, co by mogła śnieg poprzerzucać. Bawiła się tą łopatą, super. Do momentu, aż nie zobaczyła, że śnieg się przykleił do butów! Jak on śmie?!
Płacz, mamo ratunku i pokazuje na buty. Buty odgarnęłam, tłumaczę, że śnieg Jej nie zje
i pokazuję, że można ze śniegu lepić kulki, ulepiłyśmy tyci bałwanka. OK. Za chwile to samo. No nic siadamy na sanki, buty będą bezpieczne,
sanki bez oparcia, bo to po mnie, nieprzygotowane, no bo śniegu nie miało być, śnieg nas zaskoczył. A nie było czasu na szukanie. Poradziła sobie bezbłędnie, nie dała się zrzucić. Jeździmy sobie jeździmy i tylko słyszę jaka Ada nuci „mmmmm” „och och” „ach ach”.
Pierwsze koty za płoty. Fiu!
Choinka…
już jutro jedziemy do domu, już jutro na szyby nakleimy naklejki świąteczne, takie długoletnie, przygotujemy świątecznie dom, a w Wigilię z samego rana ubierzemy choinkę.
Śledziki…
dzisiaj obowiązkowo będą zakupione i już je dzisiaj przygotuję i wrzucę do litrowego słoja by się przegryzły, a potem tylko do ładnej miseczki wyłożę. Nie będę podjadać.
Prezenty…
dalej nie mam prezentu dla brata i szwagra A. Czas ucieka, buuu.
Bioderka…
udało mi się dzisiaj od rana (tzn. 7:05 już) zaklepać termin na kontrolę, podpisali kontrakty, wydzwaniałam już od końca października. Termin mamy już na 4.01.2012, „praktycznie za chwilę.” Czy Wasze dzieciaczki jak chodzą to mają proste nogi, bo Ada ma taki X i mnie to martwi.