katherinne
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 9 Październik 2010
- Postów
- 2 994
Matulu, nie wyrabiam na zakrętach z pracą i z raczkującym dzieckiem, które rozbraja mi pół domu a najchętniej siedzi przy oknach i wyłamuje listwy od rolet (niestety mam okna do ziemi we wszystkich pomieszczeniach i nie da się tego nijak zabezpieczyć ), więc ja zasuwam po podłodze ciągle go od czegoś zabierając i mam już powycierane wszystkie spodnie na kolanach, więc wybaczcie, że czytam pobieżnie i znowu nie jestem się w stanie poodnosić do wszystkiego, co pisałyście.
Kaczucha dalej leży na półce. Muszę to jeszcze przemyśleć. Z całą pewnością zaszła we mnie ogromna zmiana wewnętrzna. Po stracie (i mówię tu o tej pierwszej, gdzie widziałam maluszka, serduszko i walczyliśmy, w drugiej to była ciąża biochemiczna i szybko się z tym pogodziłam) wmawiałam sobie, że moje dzieciątko musiało z jakiegoś powodu zawrócić, ale że w odpowiednim czasie do mnie przyjdzie, na pewno. To była idealna strategia na tamten moment, dodawała mi sił, żeby się starać i nie poddawać. Teraz, jak już mam Stasia i okrzepłam w roli rodzica, wreszcie dopuszczam do siebie myśl, że jednak jestem matką dwojga, w tym jedno jest w niebie. Na nowo muszę to w sobie przepracować. Gdy zachowywałam kaczuszkę, w mojej głowie ona była kaczuszką należącą do mojego przyszłego dziecka, ale ona należy przecież do tego nienarodzonego. Cała otoczka związana z moimi rodzicami tylko dodaje negatywnych uczuć, ale akurat do tego przywykłam. Z moimi rodzicami to ciężka sprawa, naprawdę, ale to insza inszość.
Czasem myślę o kolejnej ciąży, bo chciałabym jeszcze jednego malucha, ale powiem Wam, że boję się. Strasznie się boję. Jakoś jawi mi się jako 9 miesięcy ogromnego strachu. O porodzie nie wspominając Wcześniej się nie bałam przecież. Co to sie porobiło ze mną... Chyba nieprędko się zdecyduję.
Nie zazdroszczę mdłości. Potrafią bardzo uprzykrzyć życie.
Edytko, cieszę się, że już trochę lepiej z tą laktacją. Magda ma cenne rady, choć wiadomo, że dla każdego pewnie sprawdzi się trochę co innego. Przede wszystkim nerwy na bok. I tak jesteś przecież przecudowną mamą.
Magda, gratulacje dla małej! Mój synuś też całkiem niedawno zaczął raczkować, raptem 20 dni temu. A pełzać może ze 2 dni wcześniej, nie zdążył się nawet w tym całym pełzaniu wprawić, od razu wymyślił efektywniejszy pomysł na przemieszczanie się. Wcześniej się tylko turlał. Każdy maluszek trochę po swojemu i własną drogą
Ponowię pytanie, bo kiedyś pytałam: co z Loi? Wiem, męcząca jestem, że tyle miesięcy drążę temat, ale mi spokoju nie daje.
Hop hop, kobietko? Hop hop, nisiao?
Kaczucha dalej leży na półce. Muszę to jeszcze przemyśleć. Z całą pewnością zaszła we mnie ogromna zmiana wewnętrzna. Po stracie (i mówię tu o tej pierwszej, gdzie widziałam maluszka, serduszko i walczyliśmy, w drugiej to była ciąża biochemiczna i szybko się z tym pogodziłam) wmawiałam sobie, że moje dzieciątko musiało z jakiegoś powodu zawrócić, ale że w odpowiednim czasie do mnie przyjdzie, na pewno. To była idealna strategia na tamten moment, dodawała mi sił, żeby się starać i nie poddawać. Teraz, jak już mam Stasia i okrzepłam w roli rodzica, wreszcie dopuszczam do siebie myśl, że jednak jestem matką dwojga, w tym jedno jest w niebie. Na nowo muszę to w sobie przepracować. Gdy zachowywałam kaczuszkę, w mojej głowie ona była kaczuszką należącą do mojego przyszłego dziecka, ale ona należy przecież do tego nienarodzonego. Cała otoczka związana z moimi rodzicami tylko dodaje negatywnych uczuć, ale akurat do tego przywykłam. Z moimi rodzicami to ciężka sprawa, naprawdę, ale to insza inszość.
Czasem myślę o kolejnej ciąży, bo chciałabym jeszcze jednego malucha, ale powiem Wam, że boję się. Strasznie się boję. Jakoś jawi mi się jako 9 miesięcy ogromnego strachu. O porodzie nie wspominając Wcześniej się nie bałam przecież. Co to sie porobiło ze mną... Chyba nieprędko się zdecyduję.
Nie zazdroszczę mdłości. Potrafią bardzo uprzykrzyć życie.
Edytko, cieszę się, że już trochę lepiej z tą laktacją. Magda ma cenne rady, choć wiadomo, że dla każdego pewnie sprawdzi się trochę co innego. Przede wszystkim nerwy na bok. I tak jesteś przecież przecudowną mamą.
Magda, gratulacje dla małej! Mój synuś też całkiem niedawno zaczął raczkować, raptem 20 dni temu. A pełzać może ze 2 dni wcześniej, nie zdążył się nawet w tym całym pełzaniu wprawić, od razu wymyślił efektywniejszy pomysł na przemieszczanie się. Wcześniej się tylko turlał. Każdy maluszek trochę po swojemu i własną drogą
Ponowię pytanie, bo kiedyś pytałam: co z Loi? Wiem, męcząca jestem, że tyle miesięcy drążę temat, ale mi spokoju nie daje.
Hop hop, kobietko? Hop hop, nisiao?