Patija
Mamusia Krecika i Lusi
Przeczytałam wszystkie porodowe historie i gratuluje wszystkim dzielnym mamusiom!!!:-)
A teraz może ja opowiem
Podobnie jak napisała Blue, drugi poród był całkiem inny.
Jak pisałam kiedyś od 3 listopada ciagle miałam jakieś skurcze, bóle itp. Więc 7 poszłam do swojego gin a on stwierdził że rozwarcie na trzy i chyba będe rodzić (już ja mu nagadam jak przyjde na wizyte kontrolna po porodzie) i kazał jechać do szpitala do innego miasta bo w Tomaszowie zamknięty akurat oddział ginekologiczny. Polecił mi szpital w piotrkowie, ja chciałam do Łodzi ale mąż się nie zgodził bo nie chciał błądzić po łodzi i szukać szpitala a ja mu może w aucie urodze. W domu mi wszystkie bóle mineły i nie chciałam jechać ale rodzina mnie wygnała o 21. Bali się że się nagle zacznie i nie zdąże do tego szpitala. Tam mnie przebadała położna i pan gin, podłączyli do ktg> Akcji zero. A rozwarcie wg nich to naciągane dwa cm Ale może się zacznie więc zostałam.
To był taki malutki szpitalik, i na jednym końcu korytarza była ginekologia na drugim położnictwo a po środku blok porodowy Pierwsza noc w szpitalu, cała nieprzespana do tego jakaś dziewczyna rodziła i darła się niesamowicie przez 7 godzin. Jak słuchałam to chciałam sie odrazu zabić, niż przeżywać takie cierpienia
Na drugi dzien znowu badanka i każą mi zostać. Chciałam iśc do domu. Ale mi tak mi mieszali w głowie że zostałam. Tęskniłam za córką, ale z drugiej strony pomyślałam że może to dobrze nam zrobi bo ona jest ze mną non stop, i jest straszną mamicórką;-) Codziennie mąż mnie odwiedzał i opowiadał że Ola przypomina sobie o mnie raczej tylko wieczorkiem, a tak to jakoś jej czas zajmują i nie marudzi. I przesypia całe noce(jak wróciłam to też) bo przedtem to wstawała , przychodziła do naszego łóżka, a to jeść a to pić...więc jakis plus jest z tej sytuacji że nie musze wstawać do dwójki dzieci:-)
Wracam do tematu porodu. W sobote lekarz stwierdził że jesli nie urodze do poniedziałku, to mogę wyjść oni nie będą już mnie zatrzymywać bo nie mają powodu(szpital w tomaszowie będzie otwarty). Mogę się też zgodzić na próbe wywołania porodu. Mysłałam, myślałam...i sie zgodziłam. Chciałam mieć to juz za sobą, codziennie słuchałam krzyków z porodówki i podobnie jak inne ciężarne błądziłam w tym czasie po korytarzu i chciwie nasłuchiwałam kiedy rodzi się dziecko aby sie popłakać. Tak kilka razy dziennie łaziłyśmy po korytarzu:-), poznałam pare fajnych kobietek i personel w tym szpitalu był przemiły i chciałam juz w tym szpitalu rodzić bo w Tomaszowie to Cie traktuja jak kolejnego pacjenta.
Poniedziałek, pobudka 6 rano. Mierzenie temp. tętna, waga(schudłam w szpitalu 0,5 kg) lewatywka(nie taka straszna choć sie bałam bo to mój pierwszy raz) O 7 punktualnie stawiłam sie na porodówke, podłączyli mnie do ktg-skurczów brak. O 8 podłączyli mi taka maszynke która podawała mi troszke oskocytozy(czy jak to tam sie zwie) O 9 zaczeły się skurcze, odrazu co 1,5 minuty trwające 0,5 minuty ale jeszcze mało bolesne. Przebadałi mnie, rozwarcie takie same jak w chwili przyjścia do szpitala. Lekarz z położną pogadali i stwierdzili że jest szansa na szybki poród czy sie zgadzam na wywołanie. Zgodziłam się. Kroplówka. Przebicie pęcheża. No i sie zaczeło. w miedzyczasie przyjechał mąż. Skurcze to juz miałam prawie non stop. Rzucałam sie po materacu i stękałam z bólu. Mąż masował mi odcinek kżyżowy z całych sił co przynosiło mi ulge. Pocieszał i rozśmieszał. Opowiadał mi jakieś głupie historie i zadawał głupie pytania i czasem miałam mu ochote przyłozyć ale w sumie nie koncentrowałam sie tak na bolu.
Godzina 12 kolejne badanie. Nadzieja... i 3 cm rozwarcie. Załamałam się bo przez 3 godziny tylko 1,5 cm a gdzie 10. Ryczałam jak bóbr.
Połozna mówi że moze jeszcze godzine ale moze dwie, no może trzy zlitowała się i Dała mi 5 czopków rozkurczających w tyłek. Za 15 minut zaczełam przecPołożna każe mi się jeszcze wstrzymać bo muszą łóżko naszykować. więc jakoś się wstrzymałam drąc sie z bólu.a potem w dwóch skurczach po trzy parcia i koniec. Krocze mi troche nacieli, ale zszywanie nie bolało. Z lekarzem sobie zartowałam. Parłam najpierw w pozycji półsiędzącej a potem tak bardziej w kucki. Już mnie prawie nic nie boli chociaż bóle porodowe były koszmarne a po porodzie już na sali co chwila przychodził do mnie ktoś z personelu męża mi pogratulować, bo się zachowywał wzorowo. no i dzidziusia. i już byłam taka szczęśliwa, mały ssał pięknie cyca i wiedziałam ze niedługo zobacze Ole. A personel w tym szpitalu naprawdę super, az trochę tęsknie za nimi
A teraz może ja opowiem
Podobnie jak napisała Blue, drugi poród był całkiem inny.
Jak pisałam kiedyś od 3 listopada ciagle miałam jakieś skurcze, bóle itp. Więc 7 poszłam do swojego gin a on stwierdził że rozwarcie na trzy i chyba będe rodzić (już ja mu nagadam jak przyjde na wizyte kontrolna po porodzie) i kazał jechać do szpitala do innego miasta bo w Tomaszowie zamknięty akurat oddział ginekologiczny. Polecił mi szpital w piotrkowie, ja chciałam do Łodzi ale mąż się nie zgodził bo nie chciał błądzić po łodzi i szukać szpitala a ja mu może w aucie urodze. W domu mi wszystkie bóle mineły i nie chciałam jechać ale rodzina mnie wygnała o 21. Bali się że się nagle zacznie i nie zdąże do tego szpitala. Tam mnie przebadała położna i pan gin, podłączyli do ktg> Akcji zero. A rozwarcie wg nich to naciągane dwa cm Ale może się zacznie więc zostałam.
To był taki malutki szpitalik, i na jednym końcu korytarza była ginekologia na drugim położnictwo a po środku blok porodowy Pierwsza noc w szpitalu, cała nieprzespana do tego jakaś dziewczyna rodziła i darła się niesamowicie przez 7 godzin. Jak słuchałam to chciałam sie odrazu zabić, niż przeżywać takie cierpienia
Na drugi dzien znowu badanka i każą mi zostać. Chciałam iśc do domu. Ale mi tak mi mieszali w głowie że zostałam. Tęskniłam za córką, ale z drugiej strony pomyślałam że może to dobrze nam zrobi bo ona jest ze mną non stop, i jest straszną mamicórką;-) Codziennie mąż mnie odwiedzał i opowiadał że Ola przypomina sobie o mnie raczej tylko wieczorkiem, a tak to jakoś jej czas zajmują i nie marudzi. I przesypia całe noce(jak wróciłam to też) bo przedtem to wstawała , przychodziła do naszego łóżka, a to jeść a to pić...więc jakis plus jest z tej sytuacji że nie musze wstawać do dwójki dzieci:-)
Wracam do tematu porodu. W sobote lekarz stwierdził że jesli nie urodze do poniedziałku, to mogę wyjść oni nie będą już mnie zatrzymywać bo nie mają powodu(szpital w tomaszowie będzie otwarty). Mogę się też zgodzić na próbe wywołania porodu. Mysłałam, myślałam...i sie zgodziłam. Chciałam mieć to juz za sobą, codziennie słuchałam krzyków z porodówki i podobnie jak inne ciężarne błądziłam w tym czasie po korytarzu i chciwie nasłuchiwałam kiedy rodzi się dziecko aby sie popłakać. Tak kilka razy dziennie łaziłyśmy po korytarzu:-), poznałam pare fajnych kobietek i personel w tym szpitalu był przemiły i chciałam juz w tym szpitalu rodzić bo w Tomaszowie to Cie traktuja jak kolejnego pacjenta.
Poniedziałek, pobudka 6 rano. Mierzenie temp. tętna, waga(schudłam w szpitalu 0,5 kg) lewatywka(nie taka straszna choć sie bałam bo to mój pierwszy raz) O 7 punktualnie stawiłam sie na porodówke, podłączyli mnie do ktg-skurczów brak. O 8 podłączyli mi taka maszynke która podawała mi troszke oskocytozy(czy jak to tam sie zwie) O 9 zaczeły się skurcze, odrazu co 1,5 minuty trwające 0,5 minuty ale jeszcze mało bolesne. Przebadałi mnie, rozwarcie takie same jak w chwili przyjścia do szpitala. Lekarz z położną pogadali i stwierdzili że jest szansa na szybki poród czy sie zgadzam na wywołanie. Zgodziłam się. Kroplówka. Przebicie pęcheża. No i sie zaczeło. w miedzyczasie przyjechał mąż. Skurcze to juz miałam prawie non stop. Rzucałam sie po materacu i stękałam z bólu. Mąż masował mi odcinek kżyżowy z całych sił co przynosiło mi ulge. Pocieszał i rozśmieszał. Opowiadał mi jakieś głupie historie i zadawał głupie pytania i czasem miałam mu ochote przyłozyć ale w sumie nie koncentrowałam sie tak na bolu.
Godzina 12 kolejne badanie. Nadzieja... i 3 cm rozwarcie. Załamałam się bo przez 3 godziny tylko 1,5 cm a gdzie 10. Ryczałam jak bóbr.
Połozna mówi że moze jeszcze godzine ale moze dwie, no może trzy zlitowała się i Dała mi 5 czopków rozkurczających w tyłek. Za 15 minut zaczełam przecPołożna każe mi się jeszcze wstrzymać bo muszą łóżko naszykować. więc jakoś się wstrzymałam drąc sie z bólu.a potem w dwóch skurczach po trzy parcia i koniec. Krocze mi troche nacieli, ale zszywanie nie bolało. Z lekarzem sobie zartowałam. Parłam najpierw w pozycji półsiędzącej a potem tak bardziej w kucki. Już mnie prawie nic nie boli chociaż bóle porodowe były koszmarne a po porodzie już na sali co chwila przychodził do mnie ktoś z personelu męża mi pogratulować, bo się zachowywał wzorowo. no i dzidziusia. i już byłam taka szczęśliwa, mały ssał pięknie cyca i wiedziałam ze niedługo zobacze Ole. A personel w tym szpitalu naprawdę super, az trochę tęsknie za nimi