reklama
Antuanet24
Październikowe mamy'08
majeczka02,kate28 świetne opisy :-) Jeszcze raz Wam GRATULUJĘ!
gosiakuprewicz
Marzec05'/Pazdziernik08'
I ja gratuluję!!! Piękne opisy!!!!
Kate, Majeczka - gratulacje !! A teraz moja kolej... co prawda chyba każda z Was już dawno zapomniała o porodzie, ale niestety mi się trochę przedłużyło prawie na połowę\ listopada !! (mam nadzieję, że nie wyrzucicie mnie z październikowych wątków )
Więc tak:
Poniedziałek - zgłosiłam się rano do szpitala, KTG, badanie (akurat moja lekarka miała dyżur) i masaż szyjki, po którym plamiłam sporo i odszedł w nocy czop.
Wtorek - test oksytocyny... podłączyli mnie pod KTG na pół godziny, po czym lekarz wstrzyknął mi małą dawkę oksytocyny... Małemu zaczeło spadać tętno aż do 50 nawet (!!!!). lekarz spanikował, zaczął wołać położne, kazali mi głęboko oddychać, na lewy bok i na szczęście wszystko wróciło do normy. następnie ten sam lekarz wziął mnie na badanie i stwierdził, że nie możemy ryzykować i dzisiaj kroplówka cały czas pod KTG i najprawdopodobniej cesarka. Spakowałam rzeczy na porodówkę, dostałam koszulkę, podłączyli mnie pod KTG, po czym przyszedł inny lekarz (którego nie trawię) zbadał mnie i powiedział, że nie jestem kompletnie gotowa do porodu (pomimo że miałam 2,5cm!!) i że mam wracać na salę i czekać. Jak długo czekać? nie umiał odpowiedzieć.
Środa - dyżur miała moja lekarka (na szczęście!!) zbadała mnie i zaproponowała dzisiaj kroplówkę...godzinka pod KTG a jak będzie ok to będę mogła sobie tuptać koło łóżka na ile rurka pozwoli. Ale nie daje gwarancji, że zareaguję na kroplówkę. Mówiła że przy tescie oksy zdarza się tak z tym tętnem. Na razie po M miałam nie dzwonić, dopiero jak będzie wiadomo, że coś się zaczyna (ja wcześniej żadnych skurczy nie miałam, poza paroma z pt na sb, ale słabymi). Trafiłam pod kroplówkę na ogólną salę o 9:15. Atmosfera była fajna..rozmawiałam ze studentką która była na praktykach, z położnymi (bardzo fajne były!!), dostałam gazety do czytania, a o 11-ej przyszła położna, dobra znajoma mojej ciotki, która prowadziła mnie do końca. I tak sobie siedziałam i tuptałam do 12-ej. O 12 zbadała mnie położna - nic a nic się nie ruszyło... o 12:30 przyszła moja lekarka, śmiała się, że zamiast rodzić to gazety czytam. Zbadała mnie i zdecydowała się na przebicie pęcherza (i tak podobno troszkę sączyły się wody). I jak przebiła, tak zaczeło się bolesne skórcze od razu co minutę. Próbowałam jescze czytać, ale już było ciężko. Zadzwoniłam po M, żeby przyjeżdzał. Po pół godzinie wysłano mnie pod prysznic, a w tym czasie położne przeniosły kroplówkę na rodzinną. Pod prysznicem puściłam sobie wrzącą wodę, która trochę pomagała, bo skurcze już były bardzo mocne... po ok 20 minutach przyszłam położna, żebym wracała, bo muszą mnie pod oksy podłączyć.
Przyszedł M, chciał mnie pomasować tak jak na SR się uczyliśmy,ale nie pozwoliłam mu, bo już bardzo bolało... jedynie wodę mi dawał i liczył długość skórczy i co ile są. Zaraz po 14-ej miałam lekki kryzys psyhiczny bo pomyślałam sobie, że jeszcze pewnie tyle godzin tych bóli, a czas tak wolno leci... Dostałam jakiś czopek przeciwbólowy przy którym kazali mi sie połozyć, nagle poczułam, że ten czopek "wychodzi ze mnie", mówię do M, że czuję parcie... ale że nieee..że to niemozliwe, że to chyba przez ten czopek. Wtedy przyszła położna zbadała i sama nie mogła uwierzyć, że już jest pełne rozwarcie !! Zadzwonili po moją\lekarkę i zaczeło się parcie - wtedy już praktycznie nie bolało..skupiałam się tylko na parciu bo za bardzo szło mi w twarz :-) nacieli mnie, ale nie czułam w ogóle..nawet myślałam że z prawej strony nacieli, ale okazało się że z lewej. i o 14:40 pojawił się Szymuś !! Jeju...normalnie nie mogłam uwierzyć jak go zobaczyłam, takiego zwiniętego jeszcze, z pępowiną !! Pierwsze co powiedziałam to "jeju jaki fajny !! jaki fajny!!", a za chwilę: "jaki mam pusty brzuch!!". M przeciął pępowinę, zaniósł Szymka na test Apgar, wrócił z nim na rękach i uśmiechem na twarzy. Po szyciou przyłożyli mi Małego do piersi, ładnie się przyssał :-) ehhh..cudownie !! Owszem, bolało bardzo, ale jest to ból do zniesienia, wiedząc, jaki jest zakończenie :-):-):-)
Miało być krótko, a i tak się rozpisałam :-) Śmiesznie, bo ledwo mnie przewieźli na salę i kazali przejść na łóżko na sali, to ja zeszłam z tego łóżka i poleciałam do sali obok, dop dziewczyn z którymi leżałam opowiadać. Energia mnie roznosiła po tym porodzie !! i emocje :-) zmęczenie dopiero później przyszło ;-)
Więc tak:
Poniedziałek - zgłosiłam się rano do szpitala, KTG, badanie (akurat moja lekarka miała dyżur) i masaż szyjki, po którym plamiłam sporo i odszedł w nocy czop.
Wtorek - test oksytocyny... podłączyli mnie pod KTG na pół godziny, po czym lekarz wstrzyknął mi małą dawkę oksytocyny... Małemu zaczeło spadać tętno aż do 50 nawet (!!!!). lekarz spanikował, zaczął wołać położne, kazali mi głęboko oddychać, na lewy bok i na szczęście wszystko wróciło do normy. następnie ten sam lekarz wziął mnie na badanie i stwierdził, że nie możemy ryzykować i dzisiaj kroplówka cały czas pod KTG i najprawdopodobniej cesarka. Spakowałam rzeczy na porodówkę, dostałam koszulkę, podłączyli mnie pod KTG, po czym przyszedł inny lekarz (którego nie trawię) zbadał mnie i powiedział, że nie jestem kompletnie gotowa do porodu (pomimo że miałam 2,5cm!!) i że mam wracać na salę i czekać. Jak długo czekać? nie umiał odpowiedzieć.
Środa - dyżur miała moja lekarka (na szczęście!!) zbadała mnie i zaproponowała dzisiaj kroplówkę...godzinka pod KTG a jak będzie ok to będę mogła sobie tuptać koło łóżka na ile rurka pozwoli. Ale nie daje gwarancji, że zareaguję na kroplówkę. Mówiła że przy tescie oksy zdarza się tak z tym tętnem. Na razie po M miałam nie dzwonić, dopiero jak będzie wiadomo, że coś się zaczyna (ja wcześniej żadnych skurczy nie miałam, poza paroma z pt na sb, ale słabymi). Trafiłam pod kroplówkę na ogólną salę o 9:15. Atmosfera była fajna..rozmawiałam ze studentką która była na praktykach, z położnymi (bardzo fajne były!!), dostałam gazety do czytania, a o 11-ej przyszła położna, dobra znajoma mojej ciotki, która prowadziła mnie do końca. I tak sobie siedziałam i tuptałam do 12-ej. O 12 zbadała mnie położna - nic a nic się nie ruszyło... o 12:30 przyszła moja lekarka, śmiała się, że zamiast rodzić to gazety czytam. Zbadała mnie i zdecydowała się na przebicie pęcherza (i tak podobno troszkę sączyły się wody). I jak przebiła, tak zaczeło się bolesne skórcze od razu co minutę. Próbowałam jescze czytać, ale już było ciężko. Zadzwoniłam po M, żeby przyjeżdzał. Po pół godzinie wysłano mnie pod prysznic, a w tym czasie położne przeniosły kroplówkę na rodzinną. Pod prysznicem puściłam sobie wrzącą wodę, która trochę pomagała, bo skurcze już były bardzo mocne... po ok 20 minutach przyszłam położna, żebym wracała, bo muszą mnie pod oksy podłączyć.
Przyszedł M, chciał mnie pomasować tak jak na SR się uczyliśmy,ale nie pozwoliłam mu, bo już bardzo bolało... jedynie wodę mi dawał i liczył długość skórczy i co ile są. Zaraz po 14-ej miałam lekki kryzys psyhiczny bo pomyślałam sobie, że jeszcze pewnie tyle godzin tych bóli, a czas tak wolno leci... Dostałam jakiś czopek przeciwbólowy przy którym kazali mi sie połozyć, nagle poczułam, że ten czopek "wychodzi ze mnie", mówię do M, że czuję parcie... ale że nieee..że to niemozliwe, że to chyba przez ten czopek. Wtedy przyszła położna zbadała i sama nie mogła uwierzyć, że już jest pełne rozwarcie !! Zadzwonili po moją\lekarkę i zaczeło się parcie - wtedy już praktycznie nie bolało..skupiałam się tylko na parciu bo za bardzo szło mi w twarz :-) nacieli mnie, ale nie czułam w ogóle..nawet myślałam że z prawej strony nacieli, ale okazało się że z lewej. i o 14:40 pojawił się Szymuś !! Jeju...normalnie nie mogłam uwierzyć jak go zobaczyłam, takiego zwiniętego jeszcze, z pępowiną !! Pierwsze co powiedziałam to "jeju jaki fajny !! jaki fajny!!", a za chwilę: "jaki mam pusty brzuch!!". M przeciął pępowinę, zaniósł Szymka na test Apgar, wrócił z nim na rękach i uśmiechem na twarzy. Po szyciou przyłożyli mi Małego do piersi, ładnie się przyssał :-) ehhh..cudownie !! Owszem, bolało bardzo, ale jest to ból do zniesienia, wiedząc, jaki jest zakończenie :-):-):-)
Miało być krótko, a i tak się rozpisałam :-) Śmiesznie, bo ledwo mnie przewieźli na salę i kazali przejść na łóżko na sali, to ja zeszłam z tego łóżka i poleciałam do sali obok, dop dziewczyn z którymi leżałam opowiadać. Energia mnie roznosiła po tym porodzie !! i emocje :-) zmęczenie dopiero później przyszło ;-)
No to może teraz ja
Co prawda urodziłam 20 ale chciała bym wrócić jakieś dwa dni wcześniej.
18.10.08 - Tego dnia wstałam czując się o dziwo bardzo dobrze , choć już się przyzwyczaiłam do tego że jest mi ciężko, że nogi bolą i nawet po najlepszej nocy kręgosłup mi odpad. Jednak tego dnia czułam się zadziwiająco lekko, choć brzuch miałam już do "kolan" hehehe. Wytoczyłam się z łóżka, zjadłam śniadanko i miałam taka ochotę na kawę jakiej jeszcze chyba nigdy nie miałam. Kolo 15 pojechałam do przyszłej nie doszłej teściowej na obiad. Bartek wrócił już ze stolicy ( bo tam pracował) posiedzielismy troche w domku. Ja miałam straszna chęć wyjść gdzieś połaźić jednak moje kochanie stwierdziło że ja nie mogę tak chodzić bo za dwa dni mam teramin i jak zaczne rodzić na ulicy to on nie bedzie wiedział co ma robić. Po długim czasię wyciągnełam go do osiedlowego baru hehehe . Siedzieliśmy tam chyba ze 4 godziny w końcu wróciliśmy do domku, a w domku .... oczywiście po dość długiej abstynęcji seksualnej ( dodam że mój mężczyzna tak się bał mnie tknąć jak bym była nie w ciązy tylko trędowata, i przez długi czas nasze kontakty ograniczały się do głaskania brzucha ) no ale tego dnia sie przeałamał, choć wyczytał że nie można bo coś się może stać, ja takl marudziłam i tak go nakręćałam że się w końcu zgodził argumętam który go przekonał był fakt że już zaraz jest termin i że jak będzie delikatny to nic się nie stanie. Seks był super no ale nie ma co sie dziwić jak ze 3 albo 4 miesiące NIC ... hehe.
19.10.08 - Obudziłam sie rano i ku mojemu przerażeniu zobaczyłam że ma bieliźnie mam jakiś śluz zabarwuony krwią ... Durna blondynka nie pomyślała ze to czop odchodzi tylko że cos tam sie zrobiło po tym seksie i ze w poniedziałek pojade do swojego lekarza na badania i bedzie ok . Pojechaliśmy do domku kolo godziny 16 i się zaczeło... tan ja jeszcze nie wiedziałam ze sie zaczeo bo juz przywykłam do tych skurczów przepowiadających ... Bartek miał jechać do wawy więc pojechał do rodziców bo z tamtąd go zabierł samochód.
Koło godziny 19-20 skurcze było co 40,30 a nawet co 10 min ale pomyślałam że skoro są tak nie regularne to nie ma co sie martwic ... no ale to był mój błąd. Koło godziny 21:30 może 22 poszłam do ubikacji miałam straszne parcie na pęcherz że najchętnej to bym w tym wc spała. I o to ku mojemu zdziwieniu siedzę sobię robię co trzeba ... i jak by mi ktos wentyl detkał a mój ukochany duzy brzusio robi sie tak mały że go przwie nie widac .... ja w szoku złapałam za rolke papieru toaletowego zatkałams ie tym paierwm biegam po domu w poszukiwaniu telefonu ... jak już go znalazłam wbiegam do lazieniki i z tylkiem w wannie dzwonie do Bartka ze to już, ten bardzo inteligętne powiedział ze mam dzwonić po taksówkę i jechać do szpitala i on juz tez jedzie. Więć dzwonie po taksówke \, nakładam dresy pieluche tetrową w majty , za torbę i ide do tej taksówki ... w szoku to był ten biedby taksówkasz,
- ja mu mówię że na Warszawska proszę ( na tej ulicy jest jeden ze szpitali położniczychj w białymstoku, a tam chciałam rodzic )
a ten się pyta - kto rodzi.
Jak mo powiedziałam że ja to jechał jak głupi, normalne śmierc w oczach. No ale zajechałam na tą warszawska a mi kobieta mówi że nie mają dyżuru i ze mam jechac do PSK <-- drugi szpital położniczy. Więc jej tłumaczę że ja rodzę ze mi wody odeszły a ta na to ze oni nia maja dyżuru i że ona nic nie poradzi.... tak więc ja nie wiele myśląc zrugałam babke i wyszłam9 dodam jeszcze że nawet nie zapytała jak sie czuję nic , a mówią ze kobieta może wybrać szpital w którym chce rodzic) Tak więc raz kolejny taksówka i do PSK ... bartek juz czekał. Weszliśmy do szpitala no i juz tradycyjne ... badanie, rozeznanie i na porodowkę. Podano mi oksytocynę i leżałam tam jak kłoda ani połaźic ani nic ... skurcze były okropne a rozwarca nic a nic. Po 3 godzinach błagałam o zneczulenie, no ale już po zastrzyku ... jak ręką odioł zasnełam, połozna pogoniła Bartka tzn powiedziała mu że najszybciej to jz urodze rano wiec nie ma poatrzeby zeby siedział.On poszedł a ja spałam do 6 rano. obudziły mnie skurcze, rozwarce 8 cm ... więc anestezjolog dał mi jeszcze troche zneczulenia i o dziwo odeszło mi on o równo godzinę po zastrzyku. No i się zaczeło , zadzwoniłam do bartka ten wpadłna ta porodówke, położne przygotowywły wszytko do porodu. Parłam 1,5 godziny masakra już bez zneczulenia. Bartek stał patrzyl się jak bu mu ktos walna w łeb a ja darłam sie jak głupia, ze juz nie dam rady, ze ja chcem do domu i że jak mi jeszcze raz ktos powie tylko spokojne to ubije, rugałam się jak szewc ... połozne sie smieły okropne, bartek nic sie nie odzywał SZOK ja tu wiszcze a ten nic nawet słowa nie powie tylko się patrzy. Po godzine chyba może troche więcej wiszce do poloznej zeby mnie cieła bo tego gnojka nie wypluje z siebie, to sie popłakala ze smiechu. W końcu urodziłam leżałam i myślałam że juz koniec juz nie boli, polozyli mi malego na brzuchu, to nawet nie spojzałam na niego, Bartek powiedział tylko popatrz na naszego synka, a on taki brzydki jakiś taki sino-czerwono niewiadomo jaki ... i pomarszczony BLE wiszczał okropne ... Bartek krzyczy zeo on chce pepowine przeciac masakra . No ale juz było po wszytkim ... ulga niesamowita, Bartek w szoku , zapłakana położna tylo kamery brak hehehe .
Co prawda urodziłam 20 ale chciała bym wrócić jakieś dwa dni wcześniej.
18.10.08 - Tego dnia wstałam czując się o dziwo bardzo dobrze , choć już się przyzwyczaiłam do tego że jest mi ciężko, że nogi bolą i nawet po najlepszej nocy kręgosłup mi odpad. Jednak tego dnia czułam się zadziwiająco lekko, choć brzuch miałam już do "kolan" hehehe. Wytoczyłam się z łóżka, zjadłam śniadanko i miałam taka ochotę na kawę jakiej jeszcze chyba nigdy nie miałam. Kolo 15 pojechałam do przyszłej nie doszłej teściowej na obiad. Bartek wrócił już ze stolicy ( bo tam pracował) posiedzielismy troche w domku. Ja miałam straszna chęć wyjść gdzieś połaźić jednak moje kochanie stwierdziło że ja nie mogę tak chodzić bo za dwa dni mam teramin i jak zaczne rodzić na ulicy to on nie bedzie wiedział co ma robić. Po długim czasię wyciągnełam go do osiedlowego baru hehehe . Siedzieliśmy tam chyba ze 4 godziny w końcu wróciliśmy do domku, a w domku .... oczywiście po dość długiej abstynęcji seksualnej ( dodam że mój mężczyzna tak się bał mnie tknąć jak bym była nie w ciązy tylko trędowata, i przez długi czas nasze kontakty ograniczały się do głaskania brzucha ) no ale tego dnia sie przeałamał, choć wyczytał że nie można bo coś się może stać, ja takl marudziłam i tak go nakręćałam że się w końcu zgodził argumętam który go przekonał był fakt że już zaraz jest termin i że jak będzie delikatny to nic się nie stanie. Seks był super no ale nie ma co sie dziwić jak ze 3 albo 4 miesiące NIC ... hehe.
19.10.08 - Obudziłam sie rano i ku mojemu przerażeniu zobaczyłam że ma bieliźnie mam jakiś śluz zabarwuony krwią ... Durna blondynka nie pomyślała ze to czop odchodzi tylko że cos tam sie zrobiło po tym seksie i ze w poniedziałek pojade do swojego lekarza na badania i bedzie ok . Pojechaliśmy do domku kolo godziny 16 i się zaczeło... tan ja jeszcze nie wiedziałam ze sie zaczeo bo juz przywykłam do tych skurczów przepowiadających ... Bartek miał jechać do wawy więc pojechał do rodziców bo z tamtąd go zabierł samochód.
Koło godziny 19-20 skurcze było co 40,30 a nawet co 10 min ale pomyślałam że skoro są tak nie regularne to nie ma co sie martwic ... no ale to był mój błąd. Koło godziny 21:30 może 22 poszłam do ubikacji miałam straszne parcie na pęcherz że najchętnej to bym w tym wc spała. I o to ku mojemu zdziwieniu siedzę sobię robię co trzeba ... i jak by mi ktos wentyl detkał a mój ukochany duzy brzusio robi sie tak mały że go przwie nie widac .... ja w szoku złapałam za rolke papieru toaletowego zatkałams ie tym paierwm biegam po domu w poszukiwaniu telefonu ... jak już go znalazłam wbiegam do lazieniki i z tylkiem w wannie dzwonie do Bartka ze to już, ten bardzo inteligętne powiedział ze mam dzwonić po taksówkę i jechać do szpitala i on juz tez jedzie. Więć dzwonie po taksówke \, nakładam dresy pieluche tetrową w majty , za torbę i ide do tej taksówki ... w szoku to był ten biedby taksówkasz,
- ja mu mówię że na Warszawska proszę ( na tej ulicy jest jeden ze szpitali położniczychj w białymstoku, a tam chciałam rodzic )
a ten się pyta - kto rodzi.
Jak mo powiedziałam że ja to jechał jak głupi, normalne śmierc w oczach. No ale zajechałam na tą warszawska a mi kobieta mówi że nie mają dyżuru i ze mam jechac do PSK <-- drugi szpital położniczy. Więc jej tłumaczę że ja rodzę ze mi wody odeszły a ta na to ze oni nia maja dyżuru i że ona nic nie poradzi.... tak więc ja nie wiele myśląc zrugałam babke i wyszłam9 dodam jeszcze że nawet nie zapytała jak sie czuję nic , a mówią ze kobieta może wybrać szpital w którym chce rodzic) Tak więc raz kolejny taksówka i do PSK ... bartek juz czekał. Weszliśmy do szpitala no i juz tradycyjne ... badanie, rozeznanie i na porodowkę. Podano mi oksytocynę i leżałam tam jak kłoda ani połaźic ani nic ... skurcze były okropne a rozwarca nic a nic. Po 3 godzinach błagałam o zneczulenie, no ale już po zastrzyku ... jak ręką odioł zasnełam, połozna pogoniła Bartka tzn powiedziała mu że najszybciej to jz urodze rano wiec nie ma poatrzeby zeby siedział.On poszedł a ja spałam do 6 rano. obudziły mnie skurcze, rozwarce 8 cm ... więc anestezjolog dał mi jeszcze troche zneczulenia i o dziwo odeszło mi on o równo godzinę po zastrzyku. No i się zaczeło , zadzwoniłam do bartka ten wpadłna ta porodówke, położne przygotowywły wszytko do porodu. Parłam 1,5 godziny masakra już bez zneczulenia. Bartek stał patrzyl się jak bu mu ktos walna w łeb a ja darłam sie jak głupia, ze juz nie dam rady, ze ja chcem do domu i że jak mi jeszcze raz ktos powie tylko spokojne to ubije, rugałam się jak szewc ... połozne sie smieły okropne, bartek nic sie nie odzywał SZOK ja tu wiszcze a ten nic nawet słowa nie powie tylko się patrzy. Po godzine chyba może troche więcej wiszce do poloznej zeby mnie cieła bo tego gnojka nie wypluje z siebie, to sie popłakala ze smiechu. W końcu urodziłam leżałam i myślałam że juz koniec juz nie boli, polozyli mi malego na brzuchu, to nawet nie spojzałam na niego, Bartek powiedział tylko popatrz na naszego synka, a on taki brzydki jakiś taki sino-czerwono niewiadomo jaki ... i pomarszczony BLE wiszczał okropne ... Bartek krzyczy zeo on chce pepowine przeciac masakra . No ale juz było po wszytkim ... ulga niesamowita, Bartek w szoku , zapłakana położna tylo kamery brak hehehe .
dorota123456789
oliwka,alanek i lilianka
ANITA niezly opis :-)
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 46
- Wyświetleń
- 9 tys
- Odpowiedzi
- 753
- Wyświetleń
- 67 tys
Podziel się: