Cześć kobitki
Ale miałam ciężki dzień i koszmarną noc dziewczyny. Mój trzyletni synek wymiotował w nocy chyba z 5 razy, zażygał swoje łóżeczko - pościel + poduszkę a potem u mnie pościel, 2 poduszki i 2 kołdry. Poszłam więc z nim rano do przychodni - spędziłam ponad 1,5 godz. zanim nas przyjęła pediatra, a ona dała nam skierowanie do szpitala że niby może mieć wyrostek ( ja jej mówię że mnie nie pasuje jechać że jestem w ciąży i że to pewnie wirus, że znajomi chorowali i i że dzieci w przedszkolu chorują, ale ona nieugięta - że jest odwodniony i musimy do szpitala, w dodatku pytała czy mamy samochód - chyba chciała nas karetką zawozić). Nie przepisała mi nic i nic nie poradziła, bo powiedziała że mi wszystko powiedzą w szpitalu.
W szpitalu też poczekaliśmy z 1, 5 godz zanim nas przyjęli i na wstępie opieprzyl mnie lekarz że mały je a ma wpisane że wymiotuje ( jadł takie pieczywo ryżowe i to była 14 godzina, a wymiotował tylko w nocy), potem zbadał go chirurg i powiedział że jest wszystko ok, ale ż mały ma przepuklinę okołopępkową (że to można operować, ale nie doradza, ze to by dziewczynce przeszkadzło - bo zachodzi w ciążę, a u chłopca to żeby nic z tym nie robić, przy okazji zajrzał mu w jąderka i siusiaka. W szpitaku nic nie przepisali czyli jestem w punkcie wyjścia ( na drugi raz to wcale nie pójdę albo wezwę prywatnie pediatrę do domu).
Potem powrót do domu i pranie za praniem, a mój mężulek oczywiście jak zwykle w delegacji - i wszystko na mojej głowie. W dosdatku miałam w torebce kartę ciąży i ostatnie badania i na to wszystko wylało się picie mojego synka.
Synuś teraz odsypia, a ja się Wam, żalę.
Ale miałam ciężki dzień i koszmarną noc dziewczyny. Mój trzyletni synek wymiotował w nocy chyba z 5 razy, zażygał swoje łóżeczko - pościel + poduszkę a potem u mnie pościel, 2 poduszki i 2 kołdry. Poszłam więc z nim rano do przychodni - spędziłam ponad 1,5 godz. zanim nas przyjęła pediatra, a ona dała nam skierowanie do szpitala że niby może mieć wyrostek ( ja jej mówię że mnie nie pasuje jechać że jestem w ciąży i że to pewnie wirus, że znajomi chorowali i i że dzieci w przedszkolu chorują, ale ona nieugięta - że jest odwodniony i musimy do szpitala, w dodatku pytała czy mamy samochód - chyba chciała nas karetką zawozić). Nie przepisała mi nic i nic nie poradziła, bo powiedziała że mi wszystko powiedzą w szpitalu.
W szpitalu też poczekaliśmy z 1, 5 godz zanim nas przyjęli i na wstępie opieprzyl mnie lekarz że mały je a ma wpisane że wymiotuje ( jadł takie pieczywo ryżowe i to była 14 godzina, a wymiotował tylko w nocy), potem zbadał go chirurg i powiedział że jest wszystko ok, ale ż mały ma przepuklinę okołopępkową (że to można operować, ale nie doradza, ze to by dziewczynce przeszkadzło - bo zachodzi w ciążę, a u chłopca to żeby nic z tym nie robić, przy okazji zajrzał mu w jąderka i siusiaka. W szpitaku nic nie przepisali czyli jestem w punkcie wyjścia ( na drugi raz to wcale nie pójdę albo wezwę prywatnie pediatrę do domu).
Potem powrót do domu i pranie za praniem, a mój mężulek oczywiście jak zwykle w delegacji - i wszystko na mojej głowie. W dosdatku miałam w torebce kartę ciąży i ostatnie badania i na to wszystko wylało się picie mojego synka.
Synuś teraz odsypia, a ja się Wam, żalę.