Przepraszam ... ale nie mam siły nadrabiać ...
Mam ochote siedzieć i płakać...
Po pierwsze wczoraj sie okrutnie cieszyłam z e znalazlam robote dodatkową .To robienie kartek okolicznościowych . Miałam to robić z koleżanką , ale w ostatniej chwili mnie wystawiła . Musiałm półgodziny przed umówioną godziną w pracy szuakć sobie transportu i 2giej osoby , bo pani potrzebowała 2 do pracy ...wiec pojechałam z mamą ... I Nastepnego dnia ta kolezanak do mnie dzwoni z pretensjami ze ja jej zabrałam prace że ją wysiułałam itd . Oczywiscie bardziej kwieciście to okresliła ... Zdenerwowałam sie , poryczłam pozygałam ( nerwica żołądka) i tyle tego było ...Dzisiaj JEchałam na rano do pracy , od 6 na nogach ... jak wróciłam o 14 to chciałam sie zdrzemnąć ... A jest u nas mojuego Kocura syn 4 letni ... i oczywiscie wszyscy mają w dupie to że ledwo zyje i chce zasnąć ... a kocur nawet nie potrafi dzieciakowi zwrócić uwagi żeby nie wrzeszczał i nie biegał po całym domu , bo ja spie .Dostałam takich nerwów że miałam ochote złapać gówniarza i zacząć nim trzaskać o sciane ... jego ojcem zreszta też ...a anwet bardziej ....Nie mam już nawet ochoty ryczeć ... chce wreszcie troche swietego szczęśliwego spokoju ...
Trzymaj się Znachorka, będzie jeszcze lepszy dzień! A koleżankę olej i się nie przejmuj,to ona się źle zachowała, nie Ty! Biedulko, mam nadzieję, że w nocy sobie odpoczniesz...
Zastanowiło mnie to co napisałaś o nerwicy żołądka.. To coś zdiagnozowanego? Jak się objawia poza wymiotami z nerwów? Bo ja w sumie w ciąży jak za bardzo się zdenerwuję lub płaczę, to mam mega odruchy wymiotne, które raz się kończą wymiotami raz nie i potem muszę długo żołądek uspokajać...
Właśnie wróciłam z parapetówki u koleżanki, zajrzałam tu podczas demakijażu
Zrobiłam małą "akcję" na imprezce - była koleżanka, która ma ok 2letnie dziecko. Na moje opowieści o ciąży (którą ogólnie znoszę dobrze, poza szybkim męczeniem się i bólami brzucha, pleców czy głowy-heeh to chyba nie brzmi, że "znoszę dobrze" ale te bóle nie są jakieś super mocne czy codziennie) reaguje zawsze tak samo - ciąża to nie choroba, nie ma co się nad sobą rozczulać, przesadzać, trzeba jeść wszystko, nie stosować żadnych diet (mówię tu o takich "ciążowych", że trzeba jeść więcej białka, dużo pić itp)... Każdą moją wypowiedź zbijała: ja-muszę więcej pić wody, za mało piję(tzn ok litr dziennie, w tym herbata); ona-no co Ty, nie zmuszaj się pij kiedy chcesz i ile chcesz, ja to nawet czasem w ciąży reddsy piłam i proszę zdrowe dziecko mam; ja-muszę jeść więcej białka (przed ciążą w ogóle nie jadłam produktów mlecznych chyba, że czasem shake waniliowy lub lody); ona-no co Ty, nie zmuszaj się, jedz co chcesz, co organizm Ci podpowie; ja-kurczę tak mi żal tatara czy carpaccio, uwielbiam; ona-przecież zjedz, nie ograniczaj się, szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko... i tak w kółko... w końcu nie wytrzymałam, wybiegłam z płaczem i zamknęłam się w łazience na pół godziny... Nie przeczę, może z czymś miała rację, ale ja wiem, że przed ciążą strasznie źle się odżywiałam (zero produktów mlecznych i warzyw, bardzo mało owoców, za to ok 2-3 litry coca-coli dziennie) i teraz chciałam nadrobić, zresztą wolę dmuchać na zimne, zwłaszcza skoro dużo da się dobrego dla dziecka zrobić odpowiednim odżywianiem... Ona urodziła 4,5 kg dziecko, które waży teraz 20 kg (mając dwa lata)... Już sama nie wiem co o tym sądzić, oczywiście potem głupio było mi wrócić do ludzi (chociaż pomogli przyjaciele, którzy przenieśli imprezę do łazienki-wpadli tam z talerzykami i napojami, roześmiani jakby nic się nie stało
), ale czułam się jak jakaś rozwydrzona paniusia, która robi ze swojej ciąży anomalię wszechświata... ech....
Idę spać, AgaB jednak mi trochę zamieszała z tym przesądem, by w ciąży nie chodzić na pogrzeb... Niby nie jestem przesądna, ale wolałabym na ciąży nie sprawdzać prawdziwości przesądów... No cóż, zobaczę jutro, w jakim stanie wstanę... Miłej, pogodnej niedzieli Lutóweczki!