Ok. rzeczywiście niepotrzebne to,po co się kłócić.Nie chciałam,żeby to tak wyszło,chciałam tylko napisać swoje własne zdanie,ale potem Misia i Monikasia zaczęły to komentować -przeciez te posty są i może każdy sobie przeczytać jak to było,miałam prawo napisać co myślę.Nie miałam zamiaru być złośliwa,ale być może w końcu taka byłam w Waszym odczuciu
,jesli kogokolwiek obraziłam to przepraszam
,ale jednocześnie nadal pozostanę przy swoim zdaniu.
Co do doświadczenia,to owszem,nie jestem pępkiem świata i chodzącą wszystkowiedzącą-absolutnie nie,nadal się uczę,ale mimo tego jakiś bagaż doświaczeń mam,wychowałam trójkę dzieci,które są w wieku szkolnym już,najstarszy syn idzie do gimnazjum,przez te lata przeszłam różne sytuacje z dziećmi- radosne i smutne,różne choroby,szpitale,wypadki-wszystko to,co może się każdej rodzinie przydarzyć,trzy razy przechodziłam etap ciąży,porodu,niemowlęctwa-po wiek szkolny,a teraz jeszcze po dłuższej przerwie 4ty raz dane mi jest to wszystko przechodzić od początku-myślę,ze wiele się już zdążyłam nauczyć,wiele przeszłam,dlatego pisałam wcześniej,że mam już spore doświadczenie.jestem otwarta na to,co nowe,ale jak mi się to nie podoba,to nic nie jest w stanie mnie do tego przekonać-nawet aktualna moda na coś.Staram się dać dzieciom wszystko,co najlepsze i nie wątpię,że Misia M i Monikasia również-tyle,że akurat w inny sposób.
Tyle z mojej strony.Więcej nie będę poruszała tematu chust i nosidełek.
U mnie wszystko ok. synek rośnie i jest zdrowy,wesoły,dużo się śmieje,teraz jest na etapie oglądania swoich rączek i wkładania ich do buzi-są chyba bardzo smaczne:-),poza tym wrócił mężuś z delegacji kilka dni temu i cieszymy się sobą,bo wkrótce znó trzeba się rozstać-coś ,kosztem czegoś-utrzymanie dużej rodzinki kosztuje,jeśli się chce żyć na jakimś poziomie,dlatego wybraliśmy tą opcję-na delegacji wie się za co się pracuje.Po powrocie tatusia synek bardzo długo i bacznie sie mu przyglądał,długo na tatę patrzył i nawet okiem nie mrugnął-zabawnie to wyglądało
Nasz San wylał w zeszłym tyg,ale mieszkamy na wyższym poziomie,i brzegi są wysokie,więc nic nam się nie przelało,choć San widzę z okna mojego domu.Jak patrzę na tragedię ludzi podtopionych,to aż mnie za serce ściska ,że takie cięzkie chwile przchodzą,wyobraźcie sobie,niektórzy z takimi maluszkami jak nasze,musieli uciekać z własnych domów-to jest straszne i bardzo im współczuję.
Uciekam,bo muszę wykąpać synusia,a potem z koleżanką na jogging-kilogramy ciągle w dół:-),już właściwie nie muszę się odchudzać,ale trzeba się teraz pilnować.
pozdrawiam Was wszystkie i Wasze maluchy