Noel, wiem że wypowiadałaś się już na tym wątku, ale nie pamiętam od jakiej strony znasz temat (czy jesteś macochą lub miałaś macochę). Jest mnóstwo wpisów i nie mogę odnaleźć gdzie o tym piszesz...
W każdym razie wydaje mi się, że każdy kto był kiedykolwiek w związku o jakich tu piszemy, powie Tobie, że pieniądze w tego typu relacji, to JEST problem zupełnie inny niż w rodzinach "nie posklejanych". Jakoś to już tak jest, że bardzo często dzieciom rozwiedzionych rodziców daje się materialnie o wiele więcej niż tym "zwyczajnym".
Po pierwsze mamy całe alimentacyjne wykłócanie, gdzie walka często idzie na noże, bo jak to, bo przecież dziecku się należy wszystko naj naj naj, a jak tata nie ma, to niech więcej zarabia - krótka piłka, jak nie zarabia, to niech idzie do więzienia. Tylko że w rodzinach "normalnych nikt do więzienia nie wsadza jak tata straci pracę, czy jak dziecko nie wyjedzie na wczasy na Arubie tylko na działkę albo do cioci nad jezioro. Tutaj ma choćby wykopać spod ziemi, pracować na trzy etaty albo kraść, ale dziecko ma mieć wszystko ekstra, wszystko ponad przeciętność. Dzieci chowają się w takiej atmosferze, która ja nazywam 3D: "daj daj daj" , "mnie się należy".
Poza tym ojciec jest często tym, który widzi dzieci rzadko i chce aby te spotkania były jak najfajniejsze dla dziecka. Nie odmawia niczego, bo wtedy jest krzywa mina. Miewa też poczucie winy, dzieci maja na to dobrze wyregulowany czujnik. Ja już słyszałam z ust jego córek słowa "złamałeś mi życie" itp. zaraz a potem "kup mi", jakby to miało coś naprawić.
Jest też kwestia taka, że kobieta może mieć odmienne zdanie na temat budżetu. I nie można powiedzieć, że jak kocham swoje dzieci to im kupuję a innym od tego wara. Przecież gospodarstwo domowe jest wspólne - dlaczego nie konsultować na co przeznaczamy wydatki, nie rozumiem tego.