No więc byłam wczoraj na pierwszych zajęciach. Naczelne wrażenie - worki sako są genialne!
Na sali były ustawione worki dla ciężarnych, a za nimi zwykłe krzesła dla mężów, przyznam, że dwóch godzin na krześle bym chyba nie wysiedziała. A na worku super!
Co do szkoły to mam mieszane uczucia, to znaczy nie zachwyciła mnie w pierwszej chwili aż tak strasznie, jak miałam nadzieję. Ale może być ciekawie. Zajęcia prowadzą różne osoby, specjaliści z wielu dziedzin. W planie poza standardową teorią porodu i opieki nad noworodkiem mamy ćwiczenia oddechowe i inne, naukę masażu dla mężów plus info o przygotowaniu i masażu krocza, trenowanie przebierania dzidziusiów na lalce, pokaz kąpieli, badanie piersi przez doradcę laktacyjnego itd. A na ostatnich zajęciach zwiedzanie porodówki.
Z niemiłych wrażeń - akurat jak szliśmy na zajęcia (odbywają się w specjalnym budynku koło szpitala i trzeba było wyjść z głównego budynku), słychać było przez okno krzyki jakiejś rodzącej. Nie powiem, dreszcz mnie przeszedł. Nie brzmiało to dobrze
PS. Z dodatkowych wieści - moja znajoma właśnie skończyła szkołę rodzenia w Bielańskim i stwierdziła, że nic nowego się tam nie dowiedziała. Przy czym uczciwie przyznaje, że z powodu choroby opuściła dwa zajęcia, może to były akurat te jedyne dwie lekcje, na które warto było iść. Ale mam nadzieję, że tutaj okaże się lepiej :-)