Jutro rano jadę do szpitala, mąż się poplakal.Ja wszystko poogarnialam, przegląd torby ostanie porządki, bardziej niż o siebie martwię się jak oni sobie beze mnie poradzą bo mąż to bardzo przeżywa ta rozłąkę, choć napewno da sobie rady. A ja nie wiem kiedy wroce i w jakim stanie psychicznym i fizycznym wrócę.... smutne bo dalej mam nadzieję, na coś za co każdy by mnie zlinczował, że dziecko jakimś cudem odejdzie po porodzie z tego swiata a moje życie dalej będzie jakie było, ostatnio dużo mi dało do myślenia, że jednak decyzja o trzecim dziecku to był błąd, bo powoli odzyskuje czas i siebie odkąd syn chodzi do przedszkola i ma się tam dobrze.Ja zostaje z córką która też za rok pójdzie do przedszkola i mam więcej czasu nawet żeby coś jechać zalatwic, nawet mogła bym się za pracą jakąś rozejrzeć, a teraz znowu wszystko od nowa..znowu nie będę mieć czasu znowu wyjście choćby na spacer to bedzie nie do ogarnięcia, syna z przedszkola pewnie nie dam rady odbierać i zawozić rano, tylko mąż.Znowu utknę w domu lub w szpitalu i na rehabilitacjach.Strasznie jestem zdołowana, zaluje strasznie i nie chce tego dziecka....ale będę musiala je zaakceptować...czy pokochac dam radę to tego nie wiem....