Rączka jest spoko, chyba najbardziej miły z całego oddziału. A kardiochirurdzy no cóż... są specyficzni, trzeba za nimi chodzić. Nawet lekarz z innego oddziału nie był w stanie załatwić operacji, kazal mi sam iść i załatwiać, tam to tak wyglada :/ sam z siebie nikt się nie zainteresuje dzieckiem.
znam to poczucie beznadziei, tez to przechodzilam, mała miała zakażony płyn mózgowo rdzeniowy i kwitlismy ponad 2 miesiące na neurochirurgii, nie dało się tego wyleczyć żadnym antyniotykiem i nie mogliśmy iść do domu. Czasem ten szpital mi się po nocach śni jako koszmar, mimo ze córka już prawie 2 lata nie żyje