Kurv… ale mam zły dzień, zły, zły okropny. Najpierw telefon, ze mam się z dzieckiem pojawić na wycięcie trzeciego migdałka i super ok, tylko, ze zostanę w szpitalu pewnie minimum 3 dni i to w innym miescie, bo u nas czekanie to rok.
A później nagle z naszym kochanym psem (mamy rasowego, duża rasę) zaczęło się coś dziwnego dziać, niby bal się jeść, ale zjadł, położył się i taki mniej aktywny, a jak go mąż zachęcił do podniesienia się, to próbował zwymiotować i zaczął się dziwnie poruszać, żeby się ułożyć chyba w mniej bolesnej pozycji), wysłałam meza do weta, z myślą, ze zrobią usg, podadzą coś na wymioty i będzie ok, a oni mu od razu rtg i skręt żołądka, pocieszenie: pies trafił w dobry stanie i bardzo szybko, wiec rokowania ostrożne, a nie zle, ale wezwali chirurga i maja robić mu sondowanie, a i tak przewidują zabieg, no i najlepsze, już wzięli zadatku 2 tys., maja wyceniać zaraz dalej, pies został u nich na noc, żeby zrobili wszystko i go poobserwowali. Spokojnie przewidują, ze powinnismy u nich zostawić 5 tysiecy (jak nie więcej).
Ech:/ serce się kraje, chodzę o po katach płacze, dziecko marudzi, ze tęskni za psem
Sorry musiałam się gdzieś wygadać. I gdzie tu jakieś starania? A jutro usg przed 13, a ja roboty w cholerę i jeszcze maja dzwonić, żebyśmy decydowali co dalej z psem…
PS. Odnośnie covidu, to na pocieszenie. Miałam we wrześniu i mogę powiedzieć, ze 90% umiejętności węchowych i smakowych odzyskałam na pewno